niedziela, 10 sierpnia 2014

sobota, 9 sierpnia 2014

Epilog

Nigdy bym nie pomyślała, że moje życie potoczy się takim, a nie innym torem. A jednak, moje marzenie stało się rzeczywistością, ale może po kolei.
Nasze wspólne życie po tamtej walce nad urwiskiem wróciło do normalności, no, może poza kilkoma szczegółami.
Dwa lata po naszym pierwszym spotkaniu Austin oświadczył mi się w restauracji, na naszej nie zliczę już której randce. Zrobił to przy ponad setce ludzi, a ci wszyscy nieznani mi ludzie bili brawo, byłam bardzo wzruszona.
Niedługo później odbył się nasz ślub. Ubrana byłam w białą, klasyczną suknię ozdobioną kilkoma perłami. Zjawiłam się tam w gładko zaczesanych włosach i ze zgrabnym bukietem różowych kwiatów.
-Wyglądasz pięknie!- komentowała moja przyjaciółka Trish.
Moja mama, Jessie i pani Mimi były podobnego zdania.
A niedługo później na ślubnym kobiercu dołączył do mnie rozpromieniony Austin w czarnym garniturze podkreślającym jego wysportowaną sylwetkę.
Po chwili przysięgliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Z uśmiechem na twarzy pojechaliśmy na wesele, a szczęście nie opuszczało nas do jego końca.
-Ally, a ty czemu nie pijesz alkoholu?- zapytał mniej więcej gdzieś w połowie imprezy mój ukochany
W odpowiedzi wyciągnęłam go zaskoczonego na zewnątrz budynku. Tam złapałam jego dłoń i położyłam na mym brzuchu. Nie potrzeba było słów, zrozumiał. Kleknął przede mną, podwinął odrobinę mą suknię ślubną i najzwyczajniej w świecie pocałował mnie. Była jeszcze jedna rzecz do świętowania na weselu. A noc poślubna była wspaniała. Miesiąc miodowy spędziliśmy w najromantyczniejszym mieście, czyli w Paryżu.
Kilka miesięcy później urodził się nasz synek, Dallas. Na samo wspomnienie tego, jak go rodziłam uśmiecham się szeroko.
Rodząc go, wcale nie czułam bólu, bo Austin cały czas mi towarzyszył. Ściskał mocno moją dłoń i, by nie być tylko biernym uczestnikiem tego wydarzenia, ,,rodził" ze mną. I zamiast krzyczeć z bólu, dusiłam się ze śmiechu patrząc na blondyna.
Austin okazał się wspaniałym mężem, kiedy byłam w ciąży, to nie dość, że musiał chodzić do pracy, to jeszcze ciągle się mną zajmował i nie pozwalał się przemęczać. Moja rodzina jest dumna z mego wyboru, a ja po każdej cudownej nocy budzę się ze świadomością, że obok mam najwspanialszego mężczyznę na świecie.
Trish i Dez, pomimo, że na początku swojej znajomości darli ze sobą koty, to dziś są małżeństwem i czekają na dziecko. Są ze sobą szczęśliwi i nie wyobrażają sobie, że mogłoby być inaczej.
Ojciec mojego ukochanego za próbę zabójstwa, porwanie za okup, pobicie i kradzież został skazany na dożywocie.
Feralny diament oddaliśmy do fundacji wspierającej ofiary przemocy. To był według nas dobry wybór, tym biednym dzieciom i ich matkom przyda się zdecydowanie bardziej.
Dziś mamy po dwadzieścia dwa lata, trzyletniego syna i dziewięcioletnią córkę. Z Austinem codziennie przeżywamy swoją miłość na nowo, która, i jestem tego w stu procentach pewna, nigdy nie zgaśnie. Pilnuje tego moja teściowa wraz z Rikerem, a patrząc na obrączkę ślubną na mym palcu jeszcze bardziej się w tym przekonaniu utwierdzam.
Nigdy nie spodziewałam się, że tak właśnie skończę. W ramionach ukochanego mężczyzny i mając przy boku tak cudowną rodzinę. Nigdy nie wolno zwątpić w swe marzenia. Bo moje właśnie się spełniło. I to, o czym mogłam przeczytać tylko w najgorętszych romansach, właśnie dzieje się w moim życiu.

To już jest koniec, nie ma już nic... Może i faktycznie to już koniec, ale do prawdziwego końca jednak daleko.
Kiedy założę nowego bloga, dam wam linka do niego. Pozdrawiam




czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 132, część druga

...najzwyczajniej w świecie przytulił go!
-Powodzenia, mój synu- powiedział jego ojciec- Cokolwiek się zdarzy, wiedz, że byłem, jestem i będę z ciebie dumny- dodał, a mnie (jak i Austina), mówiąc wprost, zatkało z wrażenia, ale po chwili zauważyłam też, że jego oczy na chwilę się zmieniły. W tym momencie były takie... takie przyjazne, była w nich radość. Zamknęłam otwarte z wrażenia usta i znów przyjrzałam się mu. Puścił blondyna, a jego wzrok znów był pusty i chłodny, taki... jak wcześniej.
-Brałeś coś?- chłopak zauważył to co ja i chyba domyślił się prawdy
-Nie twój zakichany interes, gówniarzu!- krzyknął i wyciągnął z kieszeni pistolet, od razu oblał mnie blady strach
W międzyczasie ojciec Austina wycelował w chłopaka i wystrzelił, ale spudłował.
Blondyn korzystając z okazji podbiegł do napastnika i mocno go pchnął. Ten przewrócił się, ale pociągnął za sobą brązowookiego.
Zaczęli się szarpać i szamotać. Austin był oczywiście górą, bo górował nad nim siłą i posturą. Mój ukochany walczył jak lew i już, już byłam pewna, że zwycięży, kiedy jego ojciec cały posiniaczony i obolały nagle wyrwał się z jego niedźwiedziego uścisku. W jego ręku nagle coś błysnęło i zanim blondyn zorientował się co to, oprawca wbił mu w nogę ten nóż aż po rękojeść. Austin krzyknął i poluźnił uścisk, co jego przeciwnik szybko wykorzystał. Złapał go za koszulę i rzucił przed siebie, chłopak wylądował koło przepaści.
Austin nie mógł wstać, bo jego ojciec dodatkowo usiadł na nim i w pogardzie wysyczał:
-Przyznaj, kto wygrał, Austin?
-T..t.. ty-  chłopak wyjąkał przez zaciśnięte zęby próbując go wypchać
-I masz rację!- krzyknął triumfalnie podnosząc go
W akcie desperacji rzuciłam się na antagonistę i uderzałam go oraz kopałam gdzie popadnie. W odpowiedzi uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz i nakazał się uspokoić.
-Bo jak nie- pogroził- ciebie czeka ten sam los- wstał i ponownie podniósł blondyna, który wcześniej upadł na kolana, osłabiony chłopak nie bronił się, może nie chciał?
-Żegnaj... synu- rzekł jego ojciec i... rzucił go w przepaść
-Nie!- krzyknęłam rozpaczliwie próbując rzucić się za ukochanym, jednak tatusiek złapał mnie w ostatniej chwili
-Gdzie się wybierasz? Jesteś mi potrzebna żywa!- powiedział i złapał mnie za włosy w celu pociągnięcia mnie gdzieś
Szybko wyrwałam się mu i pobiegłam nad urwisko. Spojrzałam w dół szukając wzrokiem Austina. Nie znalazłam jednak ani jego, ani jego ciała, co wydało mi się dziwne.
-No chodź już!- Mike znowu mnie złapał i pociągnął za sobą
Odwrócił się plecami do przepaści, a ja ukryłam twarz w dłoniach raz po raz wycierając łzy.
W pewnej chwili, kiedy już prawie opuściliśmy ten teren, oprawca nagle jęknął i upadł na ziemię. Odwróciłam się zaskoczona i znowu krzyknęłam. Tym razem z radości.
-Austin!- podbiegłam do niego i przytuliłam go, chłopak posłał mi szeroki uśmiech, trzymając jedną nogę na swoim ojcu, z drugiej powoli wyciągając zakrwawiony nóż.
-Przyznaj, kto wygrał?- powtórzył za ojczulkiem, po czym cicho się zaśmiałam
-Ty, ty- szepnął wściekły- Ale jak...
-To proste- odparł mój chłopak- Kiedy rzuciłeś mnie tam- wskazał palcem w przepaść- złapałem się w ostatniej chwili jakiegoś wystającego kamienia i mogłem spokojnie stanąć na skalnej półce. Stamtąd droga była już prosta
Odetchnęłam z ulgą i ponownie przytuliłam mocno Austina. Pocałował mnie w policzek.
-Ehkem, a co ze mną?- zapytał Mike, na którym cały czas staliśmy
-A teraz oddamy cię w końcu w ręce policji. I nie próbuj czegoś kombinować, bo mam cię na muszce- powiedział grubym głosem i wyciągnął z kieszeni ojca pistolet
W tej chwili w końcu przestało lać i zza chmur wyszło słońce. Jego ciepłe promienie szybko nas ogrzały.
-No chodź już- chłopak podniósł mężczyznę i już chciał poprowadzić go w ręce sprawiedliwości, ale szybko go powstrzymałam
-Czekaj, Austin. A gdzie jest diament?- spytałam
-Nie! On jest mój!- krzyknął ojciec blondyna w rozpaczy- Nie oddam go!
-Na pewno?- mruknął Austin, wyciągając go z drugiej kieszeni
Tamten westchnął ulegle i nie odzywając się już wcale dał się odprowadzić na komisariat. Tam oddaliśmy go i jego bronie policjantom. Ci, przyznam, przyjęli nas z lekkim zaskoczeniem, ale z niemałym uznaniem nas słuchali. Wracając do domu po drodze zahaczyliśmy o szpital.
Kiedy wyszliśmy w końcu z niego zauważyłam zachód słońca.
-Ale piękny- westchnęłam z rozmarzeniem przyglądając się Austinowi
-Tak- przyznał z rozrzewnieniem patrząc na mnie
Nasze usta szybko się styknęły, a dłonie błądziły po plecach. Całowaliśmy się bardzo namiętnie, o mały włos nie przekraczając granicy. Raz po raz musiałam złapać chwilę na oddech, ale nie chciałam, by ta chwila zbyt szybko się skończyła. I w tym momencie Austin naparł na mnie całym sobą i teraz stykaliśmy się każdym centymetrem ciała. Jedna noga samoczynnie zgięła mi się w pół. Zarzuciłam ręce na szyję chłopaka i musiałam w końcu wydusić z siebie:
-Chcę spędzić z tobą resztę życia
 -Ja też niczego bardziej nie pragnę- wysapał i zdjął ręce z moich bioder
-To, co teraz, mój książę?- musiałam go o to zapytać
-A teraz- złapał mnie za dłoń- Wracamy grzecznie do domu, ale tam nie musimy być już grzeczni- uśmiechnął się łobuzersko, na co szybko się zarumieniłam

Uff... w końcu dobrnęliśmy do końca mojego opowiadania, a następnym rozdziałem będzie już epilog. Dzięki wam za to, że tyle ze mną wytrzymaliście, czyli prawie rok! Co do nowego bloga, będzie on także z bohaterami A&A, ale już bardziej oderwany od rzeczywistości.
Ps. Dostałam kolejną nominację, dziękuję za nią serdecznie.
http://auslly-dziennik.blogspot.com/2013/09/liebster-awards_5250.html

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 132, część pierwsza

Oczami Ally
-Nie wierzgaj tak!- krzyknął mój oprawca, w odpowiedzi ugryzłam go w rękę, ojciec Austina oderwał się ode mnie, a ja próbowałam od niego uciec
Próbowałam, bo zaraz mnie dogonił i mocniej przycisnął do siebie. Przystawił mi lufę pistoletu do czoła i zadowolony z siebie zarechotał.
-Czyli wszystko układa się jak trzeba- uśmiechnął się obleśnie- Mój ,,ukochany" synuś przyjdzie tutaj z zamiarem uratowania ciebie, ale będzie musiał uratować najpierw siebie- pomachał ząbkowanym nożem
-Czemu to robisz?- próbowałam poluźnić jego uchwyt- Czemu nie jesteś normalnym ojcem?
-Niech pomyślę- mruknął- Może dlatego, że bycie nienormalnym ojcem bardziej mi się opłaca, mała? A w międzyczasie zabijemy czas- wplótł palce w moje włosy i przysunął swoje usta do moich, poczułam od niego smród alkoholu i chyba narkotyków. Odpychałam go jak najdalej od siebie, ale był silniejszy. Powalił mnie na ziemię i stanął nade mną z triumfem wypisanym na twarzy.
-Pomocy!- krzyczałam, ale napastnik wcisnął mi do ust jakąś szmatę i pochylił się, by... no wiecie.
I pewnie by mu się to udało, gdyby nie mój wybawiciel, Austin!
-Zostaw ją, bydlaku!- powiedział gniewnie zbliżając się do nas
Jego ojciec szybko podniósł mnie z ziemi i przyłożył mi do szyi wcześniej wspomniany dziesięciocentymetrowy nóż.
-Chyba coś powiedziałem?!- twarz blondyna wykrzywiła się w gniewnym grymasie- Puść ją!
-Masz?- odparł krótko jego ojciec
-Mam- mruknął już spokojnie brązowooki wyciągając z kieszeni... diament! Najprawdziwszy diament i to taki, który do najmniejszych nie należał
-Podaj mi go- dodał oprawca mocniej przykładając mi nóż do szyi, po krótkiej chwili poczułam, że spłynęła z niej stróżka krwi, Austin potulnie wykonał jego rozkaz.
-Nareszcie!- krzyknął jego ojciec puszczając mnie
Chłopak podbiegł do mnie i mocno przytulił, wytarł krew z mojej szyi i pocałował mnie czule w usta.
-Dzięki, że przyszedłeś- powiedziałam słabym głosem
-Przecież coś ci obiecałem, prawda?- uśmiechnął się
- Jakie to słodkie- nasz porywacz wzdrygnął się- Zaraz chyba zwymiotuję...
-Możemy już iść?- spytał go mój bohater przerywając mu
-Nie tak szybko. Przez was, młokosy, szuka mnie wszędzie policja, a za mną są wywieszone listy gończe. Chyba jesteście mi coś winni i nie wyjdziecie stąd żywi, chyba, że...- zamyślił się
-Chyba, że co?- powiedzieliśmy razem
-Chyba, że odniosę pewnego rodzaju satysfakcję, najlepszym sposobem byłoby zabicie któregoś z was, ale na to chyba się nie zgodzicie... więc może krótka walka? Albo jak na to mówicie... sparing?- powiedział drapiąc się po głowie
-A mamy jakiś inny wybór?- zapytał Austin, w odpowiedzi jego ojciec pokręcił głową
Spojrzałam smutnie na Austina, żal mi go było, bo w końcu miał takiego ojca. I chyba mój humor podziałał na pogodę, bo zaczęło jeszcze bardziej lać. Mój ukochany ściągnął z siebie kurtkę i przykrył mnie nią troskliwie.
-To kto staje ze mną w szranki?- nasze milczenie przerwał Mike
-Ja!- blondyn wstał i zaczął iść w stronę swojego ojca
-Nie rób tego!- krzyknęłam w rozpaczy
-Nie mamy innego wyboru!- odkrzyknął i podszedł do swojego ojca, a ten zrobił coś, czego chyba nikt się nie spodziewał...





sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 131

Oczami Austina
Wróciłem akurat do domu, kiedy zaczął padać deszcz. Usiadłszy na krześle wypiłem szklankę wody i westchnąłem błogo. Ale zaraz zacząłem przeklinać w myślach to, że tak łatwo dałem się wykiwać mojej ukochanej.
-A co, jeśli coś jej się stanie?- zapytałem sam siebie i zaraz zganiłem się ostro
-Co tam, stary?- Riker dosiadł się do mnie i mocno klepnął mnie w plecy, w odpowiedzi oddałem mu tak, że prawie spadł z krzesła
Zaczął się ze mną drażnić, ale moja mama od razu wkroczyła do akcji i przegoniła go w mgnieniu oka, a on zniknął jak nieczysty.
-Co tam, złotku?- usiadła obok i pocałowała mnie lekko w czoło- Martwi cię coś?
-Nie, nic- odparłem i zatopiłem wzrok w kroplach deszczu spływających powoli po szybie
-Widzę jednak coś innego- mruknęła- A gdzie Ally?
-Została na zakupach!- krzyknąłem i wybiegłem z domu zapominając o wzięciu czegokolwiek cieplejszego do ubrania
Biegłem ile sił miałem w nogach mijając śpieszących się ludzi, ale nikt z nich nie był moją Ally, toteż przyśpieszyłem jeszcze bardziej. Wparowałem do środka jak torpeda i złowiłem zdziwione spojrzenia kupujących.
Przeczesałem sklep wzdłuż i wszerz, ale nie było ani śladu po mojej żabci. Wybiegłem stamtąd i skierowałem się w stronę parku. Była to jedna z dwóch dróg jaką można było dojść do naszego domu.
Zwolniłem trochę na ścieżce, bo zabrakło mi tchu. Spojrzałem przed siebie i zacisnąłem pięści ze złości.
-Po co ja ją zostawiłem!- krzyknąłem wściekły
Podbiegłem dwa metry dalej i zatrzymałem się przy rozsypanych zakupach. Zacząłem szukać jakiejś poszlaki w jednej z torb. Znalazłem jedynie listę z zakupami, co ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu, że ktoś porwał Ally. Wstałem gwałtownie i zacząłem jej szukać rozpaczliwie.
Żal ściskał moją duszę, przecież dopiero co obiecałem jej bezpieczeństwo i życie bez strachu, a teraz ją zawiodłem.
Ze smutkiem wypisanym na twarzy wróciłem do domu cały mokry i usiadłem na krześle z rezygnacją.
-Co się stało, Austin?- mama jak zawsze wyczuła mój niepokój- Co cię trapi?
Z żalem opowiedziałem jej to, co dopiero się zdarzyło i pomiędzy nami zapanowała grobowa cisza.
Którą po chwili przerwał telefon. Podszedłem do niego i odebrałem go:
-Halo?- powiedziałem smutnie
-Czyli już wiesz?- usłyszałem jakiś przytłumiony głos- Bez zbędnego gadania, mam twoją dziewczynę, kochasiu i jeśli chcesz ją odzyskać przynieś mi diament! Będziemy czekać przy urwisku, masz przyjść sam. A jeśli spróbujesz wezwać gliny, to obiecuję ci, że dziewczyna nie wróci do ciebie, przynajmniej żywa!- i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, on rozłączył się.
I dalej wpatrywałem się w słuchawkę zszokowany dopóki mama nie doprowadziła mnie do porządku. Streściłem jej naszą rozmowę, gdy po chwili ona wyszła i wróciła z jakimś zawiniątkiem w ręce.
Położyła go na stole i rozwinęła papier. Mym oczom ukazał się najprawdziwszy diament.
-Czyli nie było go w szkatułce?- zapytałem, ale przecież znałem już odpowiedź
-Tak- odparła- Wiedziałam, że twój ojczulek prędzej, czy później znajdzie ją, a jak wiesz diament należy do naszej rodziny, nie do niego. Dlatego zatrzymałam go przy sobie, by nie dostał się w niepowałane ręce. Ale teraz przyda się bardziej tobie- dała mi go- Idź i uratuj Ally, wierzę w ciebie- przytuliła mnie mocno- Tylko ubierz kurtkę- zastrzegła, na co uśmiechnąłem się lekko
Wybiegłem z domu i skierowałem się w stronę urwiska, gdzie, mam nadzieję, była moja ukochana.

Zaktualizowałam stronę z bohaterami. Niedługo dodam jeszcze jedną postać, bo wczoraj zabrakło mi czasu.