-Odczep się- powiedziałem wściekły- Jeszcze macie czelność pokazywać mi się na oczy!?- krzyknąłem
-Nasz chytry plan się udał, masz to na co zasłużyłeś- odparł triumfalnie Jack
-Ale co ja wam takiego zrobiłem?- spytałem nadal zły
-Przez ciebie straciliśmy naszego kozła ofiarnego, na którym zbijaliśmy grubą kasę- powiedział Diego- Ludzie, jak można być tak tępym jak ona? Wierzyła w każde nasze słowo, każdy nasz uczynek, choćbyśmy nie wiem nawet jak ją oszukiwali, to ona nadal by nam wierzyła- zaśmiał się, a reszta mu zawtórowała
Nie wytrzymałem tego i z największą satysfakcją uderzyłem go w twarz. On tego się nie spodziewał i już po chwili leżał na ziemi.
-Nikt nie ma prawa tak mówić o mojej Ally. Nawet wy! Wiele razem przeszliśmy, mieliśmy lepsze i gorsze chwile, ale jeszcze nikt nie wystawił naszych relacji na próbę. I wiecie co? Po tym wszystkim ja... nie przestałem jej kochać, nawet po tym co nam zaserwowaliście- dodałem
Tamci zaczęli się śmiać. Diego nie pozostał mi długo dłużny, szybkim krokiem podszedł do mnie i mocnym ruchem pchnął mnie na ścianę.
Poczułem mocny ból w plecach, ale to był dopiero początek naszej walki.
Najstarszy chłopak z tej paczki, który na dodatek miał wymalowaną złość na twarzy wraz z Jackiem podbiegli do mnie, na dodatek uśmiechali się szyderczo.
Jeden z nich mnie przytrzymywał, a drugi kopał i bił, najczęściej w brzuch.
Próbowałem się im wyrwać, ale nie mogłem. W pewnej chwili nie wytrzymałem i splunąłem krwią na koszulkę Diego, co jeszcze bardziej ich sprowokowało. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej obolały i słaby, krew z rozciętego łuku brwiowego zalewała mi oczy.
W końcu po kilkunastu minutach dali mi spokój. Osunąłem się na ziemię, a oni się ulotnili.
Z wielkim trudem podniosłem się i usiadłem na ziemi. Wziąłem do ręki kawałek rozbitego lustra, które leżało na ziemi i spojrzałem na swoje odbicie. Nie wyglądałem najlepiej. Byłem cały we krwi. Podwinąłem koszulkę, cały brzuch i klatkę piersiową miałem w sińcach różnego koloru.
-Dlaczego to zawsze ja muszę obrywać od takich szumowin? W sumie lepiej ja niż inni.- próbowałem się uśmiechnąć, ale zaraz moją twarz wykrzywił grymas bólu
-Nie mogę tu zostać- postanowiłem i ruszyłem przed siebie, muszę przyznać, że nie przyszło mi to łatwo, ale nie poddawałem się
Po kilku minutach znalazłem się w opuszczonym parku. Nie mogłem już iść dalej, dlatego usiadłem na ławce.
Byłem przybity wcześniejszą sytuacją. Przyjaciele nie stanęli w mojej obronie, woleli uwierzyć ludziom, których ledwo znali.
-Nie są godni zaufania, jakim ich darzyłem- pomyślałem
Ale najbardziej zabolało mnie jak Ally zareagowała na tą moją ,,zdradę''.
Powinna mi uwierzyć, a zamiast tego wbiła mi nóż w plecy.
Z tą myślą zasnąłem na ławce.
Witajcie. Rozdział jaki jest taki jest. Niestety, ale będziecie musieli jeszcze trochę wytrzymać bez Auslly. Ale nie dołujcie się, to nie będzie trwać wiecznie.
Pozdrawiam
Kochana pięknie, <3 nie spodziewałam się czegoś takiego. Ciekawi mnie to jak Ally mogła im tak łatwo ulec jeśli wiedziała, że ją tak cały czas oszukiwali i wykorzystywali. Kocham tego bloga. Zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://elciatyc.blogspot.com/
http://ross-i-laura-impossible.blogspot.com/
http://rurarikessarydellington.blogspot.com/