niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 85

-Odczep się- powiedziałem wściekły- Jeszcze macie czelność pokazywać mi się na oczy!?- krzyknąłem
-Nasz chytry plan się udał, masz to na co zasłużyłeś- odparł triumfalnie Jack
-Ale co ja wam takiego zrobiłem?- spytałem nadal zły
-Przez ciebie straciliśmy naszego kozła ofiarnego, na którym zbijaliśmy grubą kasę- powiedział Diego- Ludzie, jak można być tak tępym jak ona? Wierzyła w każde nasze słowo, każdy nasz uczynek, choćbyśmy nie wiem nawet jak ją oszukiwali, to ona nadal by nam wierzyła- zaśmiał się, a reszta mu zawtórowała
Nie wytrzymałem tego i z największą satysfakcją uderzyłem go w twarz. On tego się nie spodziewał i już po chwili leżał na ziemi.
-Nikt nie ma prawa tak mówić o mojej Ally. Nawet wy! Wiele razem przeszliśmy, mieliśmy lepsze i gorsze chwile, ale jeszcze nikt nie wystawił naszych relacji na próbę. I wiecie co? Po tym wszystkim ja... nie przestałem jej kochać, nawet po tym co nam zaserwowaliście- dodałem
Tamci zaczęli się śmiać. Diego nie pozostał mi długo dłużny, szybkim krokiem podszedł do mnie i mocnym ruchem pchnął mnie na ścianę.
Poczułem mocny ból w plecach, ale to był dopiero początek naszej walki.
Najstarszy chłopak z tej paczki, który na dodatek miał wymalowaną złość na twarzy wraz z Jackiem podbiegli do mnie, na dodatek uśmiechali się szyderczo.
Jeden z nich mnie przytrzymywał, a drugi kopał i bił, najczęściej w brzuch.
Próbowałem się im wyrwać, ale nie mogłem. W pewnej chwili nie wytrzymałem i splunąłem krwią na koszulkę Diego, co jeszcze bardziej ich sprowokowało. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej obolały i słaby, krew z rozciętego łuku brwiowego zalewała mi oczy.
W końcu po kilkunastu minutach dali mi spokój. Osunąłem się na ziemię, a oni się ulotnili.
Z wielkim trudem podniosłem się i usiadłem na ziemi. Wziąłem do ręki kawałek rozbitego lustra, które leżało na ziemi i spojrzałem na swoje odbicie. Nie wyglądałem najlepiej. Byłem cały we krwi. Podwinąłem koszulkę, cały brzuch i klatkę piersiową miałem w sińcach różnego koloru.
-Dlaczego to zawsze ja muszę obrywać od takich szumowin? W sumie lepiej ja niż inni.- próbowałem się uśmiechnąć, ale zaraz moją twarz wykrzywił grymas bólu
-Nie mogę tu zostać- postanowiłem i ruszyłem przed siebie, muszę przyznać, że nie przyszło mi to łatwo, ale nie poddawałem się
Po kilku minutach znalazłem się w opuszczonym parku. Nie mogłem już iść dalej, dlatego usiadłem na ławce.
Byłem przybity wcześniejszą sytuacją. Przyjaciele nie stanęli w mojej obronie, woleli uwierzyć ludziom, których ledwo znali.
-Nie są godni zaufania, jakim ich darzyłem- pomyślałem
Ale najbardziej zabolało mnie jak Ally zareagowała na tą moją ,,zdradę''.
Powinna mi uwierzyć, a zamiast tego wbiła mi nóż w plecy.
Z tą myślą zasnąłem na ławce.

Witajcie. Rozdział jaki jest taki jest. Niestety, ale będziecie musieli jeszcze trochę wytrzymać bez Auslly. Ale nie dołujcie się, to nie będzie trwać wiecznie.
Pozdrawiam



1 komentarz:

  1. Kochana pięknie, <3 nie spodziewałam się czegoś takiego. Ciekawi mnie to jak Ally mogła im tak łatwo ulec jeśli wiedziała, że ją tak cały czas oszukiwali i wykorzystywali. Kocham tego bloga. Zapraszam do mnie:
    http://elciatyc.blogspot.com/
    http://ross-i-laura-impossible.blogspot.com/
    http://rurarikessarydellington.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń