środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 117

Zerwały się i podbiegły do mnie, a ja spojrzałem na to co znajdowało się za blachą, która narobiła tyle hałasu.
Istotnie, za nią znajdowała się sporych rozmiarów dziura, w której stało kilka pordzewiałych krat. Wyrwałem je i dziewczyny zaczęły wychodzić na zewnątrz. Pierwsza wyszła Jessie, za nią Ally, później ja zacząłem przeciskać się przez otwór w ścianie.
Kiedy mi się to udało usłyszałem krzyki ludzi oraz jazgot psów. Ale nasze drogi ucieczki były odcięte. Z każdej strony otaczał nas wysoki mur, a główna brama była zamknięta.
Mimo to przybiegliśmy pod mur, który okazał się prawie płaski, przez co nasza sytuacja stała się beznadziejna, a ludzkie głosy stawały się coraz bliższe.
By uratować jakoś nasze życia podniosłem Jessie z ziemi i z niemałym trudem położyłem ją na murze. Pomogłem Ally wspiąć się tam, a sam wdrapałem się w to miejsce gdzie brunetka. W tej chwili usłyszeliśmy strzały i czym prędzej zeskoczyliśmy na druga stronę.
Gdy byliśmy już na ziemi okazało się, że znajdowaliśmy się w gęstym i ciemnym lesie, co z jednej strony dawało wiele możliwości ucieczek, a z drugiej utrudniało odnalezienie jakiejkolwiek pomocy.
Co oznaczało, ze byliśmy tylko zdani na siebie. a było przed czym uciekać, bo kiedy biegliśmy przed siebie w jednym kierunku, szybko zorientowałem się, że gonią nas psy. Pamiętając co jedno z tych zwierząt zrobiło mojej Ally uciekałem ile sił w nogach przy okazji poganiając i resztę.
Kiedy straciliśmy już prawie wszystkie siły i nadzieję, okazało się, że psy zaprzestały pościgu, może zgubiły nasz trop?
Zapadła już noc, kiedy znaleźliśmy dogodne miejsce do przenocowania. Z jednej strony otaczała je rzeka, a z dwóch góra, co dawało nam pewne poczucie bezpieczeństwa.
Rozpaliliśmy ognisko i usiedliśmy na ziemi w milczeniu spoglądając na wesoło skaczące płomyki ognia.
-I co teraz?- mruknęła brunetka patrząc na mnie ze smutkiem- Wylądowaliśmy tutaj, a znikąd pomocy
-Sam nie wiem, Ally- odparłem- Poczekajmy do jutra, może wtedy coś wymyślimy
-Tak- uśmiechnęła się lekko- Z nikim nie chciałabym tak utknąć w lesie jak z tobą i Jessie- przytuliła mnie
-Ja także- mruknąłem
W tej chwili zerwał się zimny wiatr, który prawie zgasił nasze jedyne źródło ciepła, Ally zatrzęsła się gwałtownie, dlatego ściągnąłem z siebie bluzę i włożyłem ją na nią.
Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w szum liści, których dźwięki układały się w sensowną muzykę.
Muzyka, jak ja dawno jej nie słyszałem. Zajęty codziennymi sprawami zapomniałem o mojej młodzieńczej pasji, jaką jest właśnie ona. Ale są rzeczy ważniejsze od marzeń, między innymi rodzina i miłość.
-Nie będzie ci zimno?- spytała nagle Ally, bo zostałem w samym podkoszulku
-Nie, skąd- szybko zaprzeczyłem
Spojrzałem na Jessie, leżała na ziemi i cicho oddychała, co oznaczało, że zasnęła zmęczona dzisiejszym dniem. Księżyc był dziś w pełni, przez co doskonale widziałem co działo się dookoła nas.
Brunetka ziewnęła lekko i poszła w ślady siostry, a ja niewiele myśląc dołączyłem do niej.
Zasnęliśmy razem wtuleni w siebie na zielonej i miękkiej trawie.


4 komentarze:

  1. Super rozdział. <3
    Czekam na next. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny! Nie wiem co więcej dodać..niech w końcu ta sytuacja z tym ojcem całkowicie się ustatkuje i wyjaśni! I czekam na następny :3

    Zapraszam do mnie i koleżanki, cholernie by nam było miło gdybyś zaobserwowała lub chociaż przeczytała i skomentowała ^^ :) http://raurarealstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny! Pisz szybciutko następny! Ciekawe, czy ojciec Austina będzie ich szukał...

    dziennik-ally-dawson.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń