sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 118

Otworzyłem powoli oczy i podniosłem się lekko. Spojrzałem w górę i w tej chwili na moja głowę spadła mała szyszka. Otrzepałem się i wstałem czym prędzej na równe nogi.
Wtedy moje oczy powędrowały ku rzece płynącej tuż obok nas. Do głowy wpadł mi ciekawy pomysł. Może przez szyszkę lub burczący brzuch.
Oczami Ally
Intensywne promienie słońca zmusiły mnie do obudzenia się i wstania z tej jakże miękkiej w dotyku trawy.
Szybko zorientowałam się, że obok mnie nie ma Austina. Z lekka zaniepokoiłam się, ale zaraz mi przeszło, bo ujrzałam go w... cóż, dość dziwnej sytuacji.
Stał w rzece z podwiniętymi nogawkami. Wybrał sobie takie miejsce, gdzie nurt wody był najbardziej rwący, przez co co chwila się wywracał. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że w dłoni trzyma zaostrzoną grubą gałąź, z którą z impetem rzucał się w rzekę.
-Co robisz?- spytałam, gdy byłam już blisko niego, muszę przyznać, że komicznie to wyglądało gdy wpadał do wody i mókł coraz bardziej
-Próbuję upolować nam śniadanie- odparł- Jak prawdziwy mężczyzna- wypiął z dumą pierś- Ale jak widzisz, ryby są dziś piekielnie szybkie
-Tak, tak- szepnęłam- Oddaj tą gałąź mężczyzno, chcę spróbować
-Jak chcesz- podał mi ją- Ale wątpię, ze uda ci się coś zdziałać
Cóż, nie wiem czy to przez jego słowa, czy przez to, że chciałam pokazać blondaskowi na co mnie stać, ale hm, po chwili przed nim leżały trzy ryby złowione oczywiście przeze mnie.
-Ale.. ale- zaczął się jąkać- Pozerka- mruknął w końcu z lekkim uśmiechem
-Chodźmy je upiec- stwierdziłam- Zgłodniałam
Wróciliśmy do naszego ,,obozowiska'' i pierwsze co rzuciło się nam w oczy to to, że brakowało Jessie.
Austin rzucił ryby na ziemię i pobiegł ją szukać. Udałam się za nim, ale biegł tak szybko, że ledwo za nim nadążałam.
To było jak szukanie igły w stogu siana. Tak się nam przynajmniej wydawało na początku. Kiedy już odnaleźliśmy dziewczynę ( nie była daleko, ale przez zdolności tropiące Austina, długo nam to zeszło, czy mijamy to drzewo trzeci raz?) podeszłam do niej ledwo żywa, a ona jakby nic uśmiechnęła się do mnie i gestem dała nam do zrozumienia, byśmy zachowywali się cicho.
Kiedy odzyskałam oddech rozglądnęłam się na boki. Rany, ale ta okolica była piękna.
Trawa, która z powodu rosy błyszczała niczym diamenty, wiewiórki, które przyglądały się nam z zainteresowaniem, ptaki śpiewające specjalnie dla nas, to razem dawało niesamowity efekt. A w oddali mignęła mi jeszcze sarna. Staliśmy tak osłupiali długo, aż w końcu brzuch Austina dał o sobie znać i musieliśmy wracać.
Kiedy doszliśmy na miejsce okazało się, że ktoś nas uprzedził.
Ryby były zjedzone, a obok resztek z ogniska panoszyły się dwa niedźwiedzie. Duży i mały.
-Ally, uciekajmy- wyszeptał zdenerwowany Austin
-Ale o co chodzi?- nie zrozumiałam
-To niedźwiedzica z dzieckiem!- prawie krzyknął, w tym momencie większy przedstawiciel tego gatunku, o którym była mowa ryknął i zaczął do nas biec- Uciekajcie!- powtórzył blondyn, czego nie musiał już robić, bo po chwili biegliśmy ile sil w nogach
Racja, było w tym trochę komizmu. Wczoraj psy, dzisiaj miśki, a jutro pewnie lwy lub słonie.
Ale to wcale nie było takie śmieszne na jakie się wam zdaje. A najgorsze było to, że jedyny dowód na to, że utarłam nosa mojemu chłopakowi spoczywał właśnie w brzuchu niedźwiedzia, który jak na swoją wagę biegł bardzo szybko.






4 komentarze:

  1. Rozdział super! Nic dodać nic ująć, ale to jest komiczne, wiecznie ktoś ich goni hahaah :D
    Czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział pełen akcji!
    Bardzo fajna scena z Ally, która złowiła te ryby:)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten blog jest genialny <333 Nie mogę sie doczekać nexta :*

    OdpowiedzUsuń