wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 128

Stałam na środku pustej polany, było ciemno, tylko księżyc przyświecał okazjonalnie, puszczając promyki między wielkimi drzewami.
W pewnej chwili coś mignęło między krzewami. Przymrużyłam oczy, by lepiej się temu przyjrzeć, kiedy to coś wyskoczyło w powietrze i zaczęło biec w moją stronę.
Rozpaczliwie rzuciłam się do ucieczki, biegnąc przed siebie uderzałam raz po raz nogami o coś twardego. Przyglądnąwszy się temu o mały włos nie zemdlałam, to były kości. Stare kości.
Wybiegłam znów na polanę bliźniaczo podobną do poprzedniej, jednak ta nie była pusta.
Wiatr muskał moją twarz chłodnym, ostrym powietrzem, a moja duszę ogarniał mrok i przerażenie. Mym ciałem przeszedł zimny dreszcz.
Przed sobą zobaczyłam klatkę, w którą były powbijane ostro zakończone i zakrwawione paliki.
Podeszłam bliżej i prawie odetchnęłam z ulgą. Klatka była pusta.
Jednak moja ulga była tymczasowa. Polanę zaczęła ogarniać szara i gęsta mgła. Odwróciłam się napięcie i styknęłam ciałem o coś szorstkiego. Spojrzałam w górę, a ostatnio co z tego zapamiętałam to wielkie, czerwone jak ogień oczy. Straciłam oddech w płucach i zaczęłam się dusić. Po chwili to coś zaczęło mnie ciągnąć w las...
Obudziłam się z krzykiem i rozglądnęłam się przerażona po pokoju.
-Czyli to był sen- pomyślałam uspokojona i w tej chwili oślepił mnie księżyc, świecił tak samo jak w tym śnie, co trochę mnie zaniepokoiło
-Hej, hej, Ally- Austin zerwał się gwałtownie- Znowu miałaś ten koszmar?- spytał, w odpowiedzi pokiwałam głową
-Chodź tu do mnie- przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił, wtuliłam się w niego i poczułam się bezpieczniej
-Dziękuję- szepnęłam wdzięczna
-To jeszcze nie koniec- odparł patrząc mi w oczy, po czym szybko złapał mnie w ramiona i zaczął kołysać jak niemowlę
-Hej, nie jestem dzieckiem!- krzyknęłam rozbawiona próbując się wyrwać
-A właśnie czasami tak się zachowujesz- roześmiał się i zaczął nucić cicho czułym głosem:
A ja będę Twym aniołem,
Twą radością, smutkiem, żalem.
Będę gwiazdą na Twym niebie,
... zawsze obok Ciebie.
Zaczęłam przymykać oczy, z rozrzewnieniem westchnęłam cicho i szybciutko zasnęłam w ramionach mego ukochanego.
Następnego dnia:
Promienie słońca gwałtownie wdzierały się przez zasłony, co było najlepszym znakiem, że czas już wstawać,
Otworzyłam oczy i w pełni wypoczęta wyskoczyłam z łóżka. Spojrzałam na mojego blondaska.              Spał w najlepsze, normalnie pewnie obudziłabym go wylewając na niego wodę, ale pamiętając noc zostawiłam go z wdzięczności. Szybko przebrałam się i położyłam dłoń na klamce.
Jeszcze raz skierowałam oczy ku Austinowi. Słodko wyglądał i z troską w sercu przykryłam go kołdrą, po czym cichutko wyszłam z pokoju.


2 komentarze: