piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 124

W tym samym momencie: 
Oczami Austina
Mam już powoli dość! Błąkam się po tym lesie już chyba trzy dni! Jestem głodny i zmęczony. W dodatku co chwila słyszę wycie chyba wilków, co raczej nie jest mi na rękę. Noce tutaj są chłodne, a podczas przechodzenia przez gęste krzaki podarłem doszczętnie podkoszulek, a Ally zabrała moją bluzę. No właśnie, Ally, nie wiem co ją napadło, bo pomimo tego, że wylądowałem tu przez nią już się nie wściekam o to. Ale wręcz przeciwnie, martwię się o nią i Jessie, czy sobie radzą.
-No świetnie- mruknąłem niezadowolony, bo w tym momencie zaczął padać deszcz, a że było już ciemno niczego przed sobą za bardzo nie widziałem
Szukałem jakiegoś schronienia, ale jak dotychczas, niczego nie znalazłem. Zamiast tego usłyszałem za sobą głośne sapanie.
Odwróciłem się, biegły za mną cztery wilki, a na przodzie największy, samiec alfa.
-Nie chcę być waszą kolacją- pomyślałem rozpaczliwie biegnąc przed siebie najszybciej jak potrafiłem. Wiatr muskał moją twarz, ale nie było to przyjemne uczucie. Dlaczego, pewnie zapytacie. Ano dlatego, że oprócz miłego i przyjemnego wiaterka padał, a raczej lał jeszcze deszcz.
Niewiele mogłem w tej sytuacji zdziałać, otwarta walka oznaczała tutaj samobójstwo, jedyne co mogłem zrobić, to znaleźć jakąś kryjówkę.
Nadal biegłem dysząc ciężko i w końcu nadeszła jakaś nadzieja. W oko wpadło mi na tyle szerokie i na tyle duże drzewo, że spokojnie mogłem się na nie wspiąć. Tak też zrobiłem.  Wskoczyłem na pierwszą gałąź i z ulgą w sercu sięgnąłem po następną, zanim jednak znalazłem się na bezpiecznej wysokości, największy z wilków z wywieszonym jęzorem i zjeżoną sierścią doskoczył do mnie i wielką łapą złapał mnie za nogę mniej więcej gdzieś w połowie.
Wbił ostre jak brzytwa pazury i ryknął, jak mi się zdawało triumfalnie, a ja by mu uciec zacząłem kopać go po pysku, co w końcu dało efekty. Szarpnąłem mocniej nogę i porwałem ją do góry. Zezłoszczone zwierzę warknęło i wbiwszy mocniej wielkie szpony przejechało nimi po mojej nodze. Po chwili poluźnił uścisk i zdołałem mu się wyrwać. Usiadłem na grubszej gałęzi i spojrzałem ukradkiem w dół. Było naprawdę wysoko, a niezadowolone wilki przyglądały mi się z zainteresowaniem.
-No idźcie sobie- pomyślałem i w tym momencie syknąłem głośno, noga zaczęła mnie bardzo piec
Przejechałem po niej wzrokiem, z jednej strony była cała rozharatana, a z pięciu śladów pazurów sączyła się powoli, acz jednostajnie krew.
Oparłem głowę o pień drzewa. W tym momencie bardzo, ale to bardzo pragnąłem, by ten koszmar w końcu się skończył. I moje prośby chyba zostały wysłuchane, bo zwierzęta odeszły równie szybko, jak się pojawiły.
Przestał padać deszcz, a nie tak znowu daleko ujrzałem dym rozchodzący się ponad drzewami.
Zszedłem na ziemię i udałem się w tamtym kierunku.
Nie minęło pół godziny, a doszedłem tam.
Przed oczami miałem teraz mały, drewniany domek. Z pewną obawą w duszy podszedłem do drzwi.
Mocno w nie zapukałem i kiedy się otwarły, zemdlałem.
 Ale wcześniej mignęła mi jakaś znajoma postać.  

 Wracam do domu już za tydzień, z czego bardzo się cieszę. Jak wam mijają wakacje?

7 komentarzy:

  1. Super że wróciłaś
    Genialny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Biedny Austin, Fajnie że wracasz.
    Czekam na next <3 3>

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!!!
    Biedy Austin :(
    Dawaj szybko next!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział. Biedny Austin. Kocham tego bloga.
    Wakacje wspaniałe. Pogoda dopisuje.
    Przewspaniale, że wracasz.
    Pozdrowionka Klaudia K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super że wróciłaś!!! Cudowny rozdział!!! Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń