Witajcie.
Piszę ponownie notatkę, by poinformować was, że wyjeżdżam do sanatorium już 15 czerwca.
Będę tam przebywać około miesiąca, na ten okres jak już pewnie wiecie będę musiała zawiesić bloga.
Wrócę do domu 12 lipca i od razu zabiorę się za pisanie, by odrobić straty.
Pozdrawiam
sobota, 31 maja 2014
Rozdział 116
A zaczęło się tak niewinnie. Jessie w pełni wyzdrowiała i była pełna energii, ale nie miała do czego jej używać. Dallas nadal nas odwiedzał, chociaż jakby rzadziej. A jeśli chodzi o mnie i o Ally nadal nie byliśmy pewni co do następnych dni. Nie mieliśmy żadnych wiadomości od rodziców brunetki, co lekko nas niepokoiło.
Ale zaczynając od początku. Ten dzień zaczął się normalnie. I gdy w pełni się rozwinął przyszedł do nas niespodziewany gość, a raczej trzech.
-Bez wstępnych gadanin- zaczął mój ojciec- Gdzie jest kuferek?- spytał
-Jaki kuferek?- odparłem zdziwiony
-Nie udawaj, że nie wiesz- warknął- Chodzi mi o ten kuferek, który tak skrzętnie przede mną ukrywaliście
-Przecież wiesz, co obiecywałem mamie, już to przerabialiśmy- powiedziałem i to był mój błąd
Zarobiłem mocny cios w brzuch i tata spojrzał na mnie pogardliwie.
-I jak, zaczniesz inaczej śpiewać?
-Przecież obiecywałem, ja...
Po kilku następnych kopniakach upadłem na kolana i wsparłem się rękami, a świat zaczął wirować mi przed oczami.
-Zostaw go!- krzyknęła Ally
-Nie wtrącaj się- odkrzyknął, ale zaraz dodał- Z własnej woli może i tego mi nie zdradzisz, ale co powiesz teraz?- złapał moją ukochaną i przystawił jej nóż do gardła
-Puść ją- wysapałem z trudem plując krwią- Powiem ci
-Słucham więc- spuścił z tonu i schował nóż
Wytłumaczyłem mu dokładnie, gdzie leży tenże przedmiot, co w końcu go zadowoliło i bez skrupułów opuścił nasze progi. Ale przed tym powiedział jeszcze:
-Jesteś równie uparty jak twoja matka i Riker
-A ty skąd to wiesz? Rzadko nas widywałeś, a tego jacy jesteśmy na pewno nie wiesz
-Po prostu wiem i już- burknął
Usiadłem na ziemi i westchnąłem głośno. Wytarłem krew z moich warg i zamknąłem oczy. Doprawdy nie wiem, dlaczego ten kuferek tyle dla niego znaczy. Nigdy nie zaglądałem do środka, ale jak widać, coś tam musi być, skoro tak ojcu na nim zależy.
-Oj, Austin- Ally dosiadła się do mnie- Naprawdę musiałeś to robić?
-Musiałem, obiecywałem mamie, że nigdy nie oddam ojcu tej skrzyneczki, ale zrobiłem to, by cię chronić. Taki przecież jestem- uśmiechnąłem się
-Tak, tak- pokręciła głową z dezaprobatą- A teraz pokaż co tam ci porobił
-Nie wygląda tak źle- powiedziała, gdy zorientowała się w sytuacji- Parę siniaków ci zostanie, ale dla ciebie to przecież tyle co nic, prawda?- pocałowała mnie w usta, a wtedy objąłem ją i przyciągnąłem do siebie
Gdy siedzieliśmy tak razem wtuleni w siebie nasłuchiwałem rozmów za drzwiami. Trwały około czterdziestu minut, a dominowały w nich głośne słowa, których wolę tu nie powtarzać. Kiedy jednak w końcu ucichły powziąłem pewną rzecz. Podszedłem zdecydowanym krokiem do blachy i odsunąłem ją. Była dosyć ciężka, ale udało mi się to.
-Teraz albo nigdy dziewczyny, wstawajcie!- krzyknąłem
Ale zaczynając od początku. Ten dzień zaczął się normalnie. I gdy w pełni się rozwinął przyszedł do nas niespodziewany gość, a raczej trzech.
-Bez wstępnych gadanin- zaczął mój ojciec- Gdzie jest kuferek?- spytał
-Jaki kuferek?- odparłem zdziwiony
-Nie udawaj, że nie wiesz- warknął- Chodzi mi o ten kuferek, który tak skrzętnie przede mną ukrywaliście
-Przecież wiesz, co obiecywałem mamie, już to przerabialiśmy- powiedziałem i to był mój błąd
Zarobiłem mocny cios w brzuch i tata spojrzał na mnie pogardliwie.
-I jak, zaczniesz inaczej śpiewać?
-Przecież obiecywałem, ja...
Po kilku następnych kopniakach upadłem na kolana i wsparłem się rękami, a świat zaczął wirować mi przed oczami.
-Zostaw go!- krzyknęła Ally
-Nie wtrącaj się- odkrzyknął, ale zaraz dodał- Z własnej woli może i tego mi nie zdradzisz, ale co powiesz teraz?- złapał moją ukochaną i przystawił jej nóż do gardła
-Puść ją- wysapałem z trudem plując krwią- Powiem ci
-Słucham więc- spuścił z tonu i schował nóż
Wytłumaczyłem mu dokładnie, gdzie leży tenże przedmiot, co w końcu go zadowoliło i bez skrupułów opuścił nasze progi. Ale przed tym powiedział jeszcze:
-Jesteś równie uparty jak twoja matka i Riker
-A ty skąd to wiesz? Rzadko nas widywałeś, a tego jacy jesteśmy na pewno nie wiesz
-Po prostu wiem i już- burknął
Usiadłem na ziemi i westchnąłem głośno. Wytarłem krew z moich warg i zamknąłem oczy. Doprawdy nie wiem, dlaczego ten kuferek tyle dla niego znaczy. Nigdy nie zaglądałem do środka, ale jak widać, coś tam musi być, skoro tak ojcu na nim zależy.
-Oj, Austin- Ally dosiadła się do mnie- Naprawdę musiałeś to robić?
-Musiałem, obiecywałem mamie, że nigdy nie oddam ojcu tej skrzyneczki, ale zrobiłem to, by cię chronić. Taki przecież jestem- uśmiechnąłem się
-Tak, tak- pokręciła głową z dezaprobatą- A teraz pokaż co tam ci porobił
-Nie wygląda tak źle- powiedziała, gdy zorientowała się w sytuacji- Parę siniaków ci zostanie, ale dla ciebie to przecież tyle co nic, prawda?- pocałowała mnie w usta, a wtedy objąłem ją i przyciągnąłem do siebie
Gdy siedzieliśmy tak razem wtuleni w siebie nasłuchiwałem rozmów za drzwiami. Trwały około czterdziestu minut, a dominowały w nich głośne słowa, których wolę tu nie powtarzać. Kiedy jednak w końcu ucichły powziąłem pewną rzecz. Podszedłem zdecydowanym krokiem do blachy i odsunąłem ją. Była dosyć ciężka, ale udało mi się to.
-Teraz albo nigdy dziewczyny, wstawajcie!- krzyknąłem
środa, 28 maja 2014
Rozdział 115
Otworzyłem oczy i szybko wstałem, czego od razu pożałowałem.
-Moje plecy- jęknąłem głośno, spanie tutaj nie należało do moich ulubionych rzeczy
-Co jest, Austin?- spytała Ally, która wpatrywała się we mnie swymi cudnymi oczętami
-Nie chciałem cię obudzić- przyznałem- Ale spanie tutaj to koszmar
W tej chwili do pokoju wszedł brunet, który trzymał w rękach jakieś pojemniki i butelki.
-Proszę, śniadanie- uśmiechnął się i podał je nam
-Dzięki Dallas- odparłem, a on nachylił się ku mnie i szepnął zdenerwowany:
-Wymyśliłeś coś?
-Jeszcze nie, ale myślałem o tamtej blasze- wskazałem na przedmiot- Za nią jest chyba jakieś okno, ale nic z nią nie zrobię, dopóki oni się tutaj kręcą
-Okej, może uda mi się gdzieś ich wyprowadzić, ale watpię, oni ciąglę was pilnują i rzadko odchodzą od drzwi
-No to klops- westchnąłem- Musimy się stąd jak najszybciej wydostać, bo...
-Muszę iść, cześć!- powiedział niespodziewanie Dallas i wyszedł, za ścianą dało się słyszeć jakieś szmery
Spojrzałem na Jessie, leżała pod kocem, a wtedy spojrzała na mnie swymi modrymi oczętami, wyglądała lepiej jak poprzedniego dnia, mógłbym nawet stwierdzić, że dużo lepiej, ale jednak nie wyzdrowiała jeszcze do końca. Podałem jej odrobinę lekarstwa, połknęła go z pewną ociągliwością.
-To dla twojego dobra, Jessie- pogłaskałem ją po główce
-Kiedy wrócimy do domu?- spytała mnie, a w jej oczach błysnęły łzy
-Już niedługo, mam przynajmniej taką nadzieję- dodałem cicho, a dziewczynka zasnęła ze smutkiem wymalowanym na twarzy
Serce mi się krajało na ten widok, ale nic nie mogłem zrobić, przynajmniej na razie.
-Obiecuję wam- pomyślałem- że wydostanę was stąd i zemszczę się na naszych oprawcach
Zasiedliśmy w dwójkę do śniadania, które nijak nam smakowało, ale z powodu burczącego brzucha zmogliśmy je.
-Powiedz- zacząłem przerywając nieznośną ciszę- Gdzie poznałaś Dallasa?
-Chyba nie jesteś zazdrosny?- zapytała, a widząc mój uśmiech kontynuowała: Po raz pierwszy spotkałam go w szkole, jak pewnie już wiesz nie miałam u siebie zbyt wielu przyjaciół, a Dallas był tak jakby moją bratnią duszą. Pasowaliśmy do siebie, nawet parę razy sie spotkaliśmy, ale nic z tego nie wyszło. Wkrótce przeprowadziłam się do Miami i wtedy spotkałam ciebie- spojrzała na mnie z czułością
Przyciągnąłem ją do siebie i lekko pocałowałem w usta. Dziewczyna miała ochotę na więcej, ale wskazałem na śpiacą Jessie i Ally musiała sie uspokoić.
Spędziliśmy ten dzień jak i następne wspominając nasze życie, te lepsze i gorsze momenty, jakby robiąc rachunek sumienia.
A dwa dni później nadeszła szansa, która miała zmienić naszą obecną sytuację.
-Moje plecy- jęknąłem głośno, spanie tutaj nie należało do moich ulubionych rzeczy
-Co jest, Austin?- spytała Ally, która wpatrywała się we mnie swymi cudnymi oczętami
-Nie chciałem cię obudzić- przyznałem- Ale spanie tutaj to koszmar
W tej chwili do pokoju wszedł brunet, który trzymał w rękach jakieś pojemniki i butelki.
-Proszę, śniadanie- uśmiechnął się i podał je nam
-Dzięki Dallas- odparłem, a on nachylił się ku mnie i szepnął zdenerwowany:
-Wymyśliłeś coś?
-Jeszcze nie, ale myślałem o tamtej blasze- wskazałem na przedmiot- Za nią jest chyba jakieś okno, ale nic z nią nie zrobię, dopóki oni się tutaj kręcą
-Okej, może uda mi się gdzieś ich wyprowadzić, ale watpię, oni ciąglę was pilnują i rzadko odchodzą od drzwi
-No to klops- westchnąłem- Musimy się stąd jak najszybciej wydostać, bo...
-Muszę iść, cześć!- powiedział niespodziewanie Dallas i wyszedł, za ścianą dało się słyszeć jakieś szmery
Spojrzałem na Jessie, leżała pod kocem, a wtedy spojrzała na mnie swymi modrymi oczętami, wyglądała lepiej jak poprzedniego dnia, mógłbym nawet stwierdzić, że dużo lepiej, ale jednak nie wyzdrowiała jeszcze do końca. Podałem jej odrobinę lekarstwa, połknęła go z pewną ociągliwością.
-To dla twojego dobra, Jessie- pogłaskałem ją po główce
-Kiedy wrócimy do domu?- spytała mnie, a w jej oczach błysnęły łzy
-Już niedługo, mam przynajmniej taką nadzieję- dodałem cicho, a dziewczynka zasnęła ze smutkiem wymalowanym na twarzy
Serce mi się krajało na ten widok, ale nic nie mogłem zrobić, przynajmniej na razie.
-Obiecuję wam- pomyślałem- że wydostanę was stąd i zemszczę się na naszych oprawcach
Zasiedliśmy w dwójkę do śniadania, które nijak nam smakowało, ale z powodu burczącego brzucha zmogliśmy je.
-Powiedz- zacząłem przerywając nieznośną ciszę- Gdzie poznałaś Dallasa?
-Chyba nie jesteś zazdrosny?- zapytała, a widząc mój uśmiech kontynuowała: Po raz pierwszy spotkałam go w szkole, jak pewnie już wiesz nie miałam u siebie zbyt wielu przyjaciół, a Dallas był tak jakby moją bratnią duszą. Pasowaliśmy do siebie, nawet parę razy sie spotkaliśmy, ale nic z tego nie wyszło. Wkrótce przeprowadziłam się do Miami i wtedy spotkałam ciebie- spojrzała na mnie z czułością
Przyciągnąłem ją do siebie i lekko pocałowałem w usta. Dziewczyna miała ochotę na więcej, ale wskazałem na śpiacą Jessie i Ally musiała sie uspokoić.
Spędziliśmy ten dzień jak i następne wspominając nasze życie, te lepsze i gorsze momenty, jakby robiąc rachunek sumienia.
A dwa dni później nadeszła szansa, która miała zmienić naszą obecną sytuację.
sobota, 24 maja 2014
Rozdział 114
Ukradkiem spojrzałem na brunetkę. Siedziała obok swojej siostry i szeptała do jej ucha jakieś słówka, a mała uśmiechała się lekko.
-Jak dobrze mieć rodzeństwo- podsumowałem ich więź, bo pomimo tylu lat rozłąki potrafią znaleźć wspólny język
Po chwili otworzyły się przede mnę drzwi i szybko cofnąłem się od nich.
-Czego?!- warknął ojciec, o ile mogę go tak nazwać
-Potrzebuję twojej pomocy- te słowa z trudem przeszły mi przez gardło- Mała jest chora i potrzebuje lekarstwa
-A co mnie to obchodzi?- powiedział- Radźcie sobie sami
Odwrócił się do mnie tyłem, nie wytrzymałem i gwałtownie objąłem jego szyję ramieniem, po czym trochę go przydusiłem.
-Puść mnie!- wysapał wściekły
-Było po dobroci, to teraz będzie po złości- prychnąłem- Daj mi to czego potrzebuję, wtedy cię puszczę
Jego oprych podał Ally gruby koc, jakiś syrop oraz butelkę czystej wody.
Zgodnie z umową wypuściłem ojca i spojrzałem na niego.
-I widzisz, da się- rzekłem do niego
-Ty gówniarzu!- krzyknął- Jeszcze jeden taki numer i obiecuję ci, że nie wyjdziesz stąd żywy- powiedział i wyszedł z pomieszczenia
-Heh, czyli awansowałem u niego- uśmiechnąłem się i podszedłem do dziewczyn
Brunetka akurat podawała Jessie syrop. Gdy skończyła przetarła jej mokre od potu czoło i na końcu mocno przytuliła. Gdy mała usnęła przykryła ją delikatnie kocem.
-Dzięki Austin- cmoknęła mnie w policzek- Ale proszę, nie ryzykuj więcej, nie chcę cię stracić
-Musiałem to zrobić, dla niej- wskazałem głową na Jessie
Między nami zapadła cisza, która przerywało ciche sapanie mojej córeczki. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że zapadła noc.
-Kładź się- szepnąłem do brunetki
-Nie jestem zmęczona- odparła i ziewnęła lekko
-Właśnie widzę- mruknąłem- Połóż się pod kocem obok Jessie- zasugerowałem
Dziewczyna uczyniła to o co prosiłem, długo nie walczyła ze snem, bo po chwili zamknęła oczy .
Położyłem się obok niej na ziemi (bo, jak się pewnie domyślacie, w tym pokoju nie było nawet stołu) i jako, że dla mnie nie starczyło już ciepłego przykrycia okryłem się szczelniej moją bluzą.
Dnie były tu chłodne, ale jedna noc przekonała mnie, że późne pory są tu prawdziwą udręką.
Jedyne oświetlenie dostarczał nam księżyc, a na dodatek ciągle dręczyło mnie przeczucie, że ktoś nas obserwuje, ale chyba mi się zdawało.
Miałem przynajmniej taką nadzieję.
Po bitwie stoczonej z zimnem i niewygodą w końcu poszedłem w ślady dziewczyn.
-Jak dobrze mieć rodzeństwo- podsumowałem ich więź, bo pomimo tylu lat rozłąki potrafią znaleźć wspólny język
Po chwili otworzyły się przede mnę drzwi i szybko cofnąłem się od nich.
-Czego?!- warknął ojciec, o ile mogę go tak nazwać
-Potrzebuję twojej pomocy- te słowa z trudem przeszły mi przez gardło- Mała jest chora i potrzebuje lekarstwa
-A co mnie to obchodzi?- powiedział- Radźcie sobie sami
Odwrócił się do mnie tyłem, nie wytrzymałem i gwałtownie objąłem jego szyję ramieniem, po czym trochę go przydusiłem.
-Puść mnie!- wysapał wściekły
-Było po dobroci, to teraz będzie po złości- prychnąłem- Daj mi to czego potrzebuję, wtedy cię puszczę
Jego oprych podał Ally gruby koc, jakiś syrop oraz butelkę czystej wody.
Zgodnie z umową wypuściłem ojca i spojrzałem na niego.
-I widzisz, da się- rzekłem do niego
-Ty gówniarzu!- krzyknął- Jeszcze jeden taki numer i obiecuję ci, że nie wyjdziesz stąd żywy- powiedział i wyszedł z pomieszczenia
-Heh, czyli awansowałem u niego- uśmiechnąłem się i podszedłem do dziewczyn
Brunetka akurat podawała Jessie syrop. Gdy skończyła przetarła jej mokre od potu czoło i na końcu mocno przytuliła. Gdy mała usnęła przykryła ją delikatnie kocem.
-Dzięki Austin- cmoknęła mnie w policzek- Ale proszę, nie ryzykuj więcej, nie chcę cię stracić
-Musiałem to zrobić, dla niej- wskazałem głową na Jessie
Między nami zapadła cisza, która przerywało ciche sapanie mojej córeczki. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że zapadła noc.
-Kładź się- szepnąłem do brunetki
-Nie jestem zmęczona- odparła i ziewnęła lekko
-Właśnie widzę- mruknąłem- Połóż się pod kocem obok Jessie- zasugerowałem
Dziewczyna uczyniła to o co prosiłem, długo nie walczyła ze snem, bo po chwili zamknęła oczy .
Położyłem się obok niej na ziemi (bo, jak się pewnie domyślacie, w tym pokoju nie było nawet stołu) i jako, że dla mnie nie starczyło już ciepłego przykrycia okryłem się szczelniej moją bluzą.
Dnie były tu chłodne, ale jedna noc przekonała mnie, że późne pory są tu prawdziwą udręką.
Jedyne oświetlenie dostarczał nam księżyc, a na dodatek ciągle dręczyło mnie przeczucie, że ktoś nas obserwuje, ale chyba mi się zdawało.
Miałem przynajmniej taką nadzieję.
Po bitwie stoczonej z zimnem i niewygodą w końcu poszedłem w ślady dziewczyn.
środa, 21 maja 2014
Rozdział 113
Westchnąłem cicho i ukryłem twarz w dłoniach.
-Co, jeśli to koniec?- szepnąłem wyczerpany- Jeśli się stąd już nie wydostaniemy?
-Nie możesz tak mówić!- krzyknęła Ally- Jesteś Austin Moon i możesz wszystko!
-Ale jestem tylko człowiekiem- stwierdziłem patrząc na nią
-Mała poprawka, jesteś naszym człowiekiem, wierzymy w ciebie- uśmiechnęła się- Na pewno razem coś wykombinujemy
-Masz rację...- w tym momencie do pomieszczenia wszedł średniej budowy brunet, którego skądś kojarzyłem
-Dallas?!- powiedziała Ally- Co ty tu robisz?
-Zaraz, znasz go?- spytałem ją, a znajomy dziewczyny się zmieszał
-Tak, chodził ze mną do szkoły w Los Angeles. Nie miał szczęścia w życiu, brakowało mu przyjaciół, tak jak mnie, można powiedzieć, że pasowaliśmy do siebie
-Słuchajcie, ja naprawdę tego nie chciałem, przysięgam- wyjąkał zdenerwowany
-O co ci chodzi?- nie rozumiałem go
Jakby na zawołanie wyciągnął nóż i maskę. Kiedy ją zobaczyłem, od razu doskoczyłem do niego i złapałem go za koszulkę.
-To ty, ty stoisz za tymi wszystkimi przestępstwami? Ty podpaliłeś szkołę i kilkukrotnie na nas napadłeś?
-Wiem jak to wygląda-wysapał- Ale uwierz mi, że to twój ojciec mnie do tego zmusił. Obiecał mi dużą kasę, ale się nie zgodziłem, a potem zaczął mnie szantażować. Uwierz mi, nie miałem wyboru.
-Hm, wierzę ci- mruknąłem i puściłem go- Ale po co tu przyszedłeś? Błagać nas o wybaczenie?
-To jedna z tych rzeczy. Chcę was ostrzec, żebyście nie ufali tacie Austina. Nawet gdy dostanie okup, on was nie wypuści. Zabije was, by zetrzeć ślady. Musicie coś wykombinować, bo gdy tylko przejdziecie tymi drzwiami, zginiecie- szepnął
-Dzięki Dallas- Ally go przytuliła- Na tobie zawsze można polegać
-Staram się, aha, Austin- zwrócił się do mnie- Musisz wiedzieć, że twoi...- za drzwiami rozległy się jakieś szmery- Muszę lecieć, powodzenia!- krzyknął i ulotnił się
Między nami zapadła niezręczna cisza, kiedy rozejrzałem się po pokoju do głowy wpadł mi pomysł.
-Ally, można by zobaczyć co jest za tą blachą, ale na razie jej nie przesunę, bo narobi za dużo hałasu- stwierdziłem
-Racja, ale to chyba jedyne wyjście z tej sytuacji, prawda?
Kiwnąłem do niej głową i spojrzałem na Jessie. Odkąd tu jesteśmy nie odezwała się nawet słowem. Wpatrywała się pustym wzrokiem w przestrzeń przed sobą.
-Co jest mała?- kucnąłem przed nią i położyłem rękę na jej ramieniu
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Coś jest nie tak- pomyślałem i dotknąłem jej czoła
-Ally, Jessie jest rozpalona- powiedziałem do brunetki
-To bardzo źle- szepnęła- Gdzie my znajdziemy jakieś lekarstwo? Bez pomocy się nie obejdzie
-Ja coś temu zaradzę- podszedłem do metalowych drzwi i mocno w nie zastukałem
-Oby to coś dało- mruknąłem
Obejrzyjcie, nie pożałujecie.
-Co, jeśli to koniec?- szepnąłem wyczerpany- Jeśli się stąd już nie wydostaniemy?
-Nie możesz tak mówić!- krzyknęła Ally- Jesteś Austin Moon i możesz wszystko!
-Ale jestem tylko człowiekiem- stwierdziłem patrząc na nią
-Mała poprawka, jesteś naszym człowiekiem, wierzymy w ciebie- uśmiechnęła się- Na pewno razem coś wykombinujemy
-Masz rację...- w tym momencie do pomieszczenia wszedł średniej budowy brunet, którego skądś kojarzyłem
-Dallas?!- powiedziała Ally- Co ty tu robisz?
-Zaraz, znasz go?- spytałem ją, a znajomy dziewczyny się zmieszał
-Tak, chodził ze mną do szkoły w Los Angeles. Nie miał szczęścia w życiu, brakowało mu przyjaciół, tak jak mnie, można powiedzieć, że pasowaliśmy do siebie
-Słuchajcie, ja naprawdę tego nie chciałem, przysięgam- wyjąkał zdenerwowany
-O co ci chodzi?- nie rozumiałem go
Jakby na zawołanie wyciągnął nóż i maskę. Kiedy ją zobaczyłem, od razu doskoczyłem do niego i złapałem go za koszulkę.
-To ty, ty stoisz za tymi wszystkimi przestępstwami? Ty podpaliłeś szkołę i kilkukrotnie na nas napadłeś?
-Wiem jak to wygląda-wysapał- Ale uwierz mi, że to twój ojciec mnie do tego zmusił. Obiecał mi dużą kasę, ale się nie zgodziłem, a potem zaczął mnie szantażować. Uwierz mi, nie miałem wyboru.
-Hm, wierzę ci- mruknąłem i puściłem go- Ale po co tu przyszedłeś? Błagać nas o wybaczenie?
-To jedna z tych rzeczy. Chcę was ostrzec, żebyście nie ufali tacie Austina. Nawet gdy dostanie okup, on was nie wypuści. Zabije was, by zetrzeć ślady. Musicie coś wykombinować, bo gdy tylko przejdziecie tymi drzwiami, zginiecie- szepnął
-Dzięki Dallas- Ally go przytuliła- Na tobie zawsze można polegać
-Staram się, aha, Austin- zwrócił się do mnie- Musisz wiedzieć, że twoi...- za drzwiami rozległy się jakieś szmery- Muszę lecieć, powodzenia!- krzyknął i ulotnił się
Między nami zapadła niezręczna cisza, kiedy rozejrzałem się po pokoju do głowy wpadł mi pomysł.
-Ally, można by zobaczyć co jest za tą blachą, ale na razie jej nie przesunę, bo narobi za dużo hałasu- stwierdziłem
-Racja, ale to chyba jedyne wyjście z tej sytuacji, prawda?
Kiwnąłem do niej głową i spojrzałem na Jessie. Odkąd tu jesteśmy nie odezwała się nawet słowem. Wpatrywała się pustym wzrokiem w przestrzeń przed sobą.
-Co jest mała?- kucnąłem przed nią i położyłem rękę na jej ramieniu
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Coś jest nie tak- pomyślałem i dotknąłem jej czoła
-Ally, Jessie jest rozpalona- powiedziałem do brunetki
-To bardzo źle- szepnęła- Gdzie my znajdziemy jakieś lekarstwo? Bez pomocy się nie obejdzie
-Ja coś temu zaradzę- podszedłem do metalowych drzwi i mocno w nie zastukałem
-Oby to coś dało- mruknąłem
Obejrzyjcie, nie pożałujecie.
wtorek, 20 maja 2014
Notatka, ważne!
Witam.
Piszę tę krótką notatkę, by poinformować was, że gdzieś w połowie czerwca (mniej więcej, dokładnie jeszcze nie wiem) wyjadę do sanatorium, by podreperować zdrowie. I jak się domyślacie będę musiała na ten okres, to jest około miesiąca, zawiesić bloga. Nie wiem, czy będę tam miała częsty dostęp do komputera, ale chcę was uspokoić, że nie usunę tego bloga, od razu gdy wrócę zabiorę się za pisanie. Mam nadzieję, że na mnie poczekacie.
Pozdrawiam
Ps. O dokładnym terminie wyjazdu poinformuję was.
Piszę tę krótką notatkę, by poinformować was, że gdzieś w połowie czerwca (mniej więcej, dokładnie jeszcze nie wiem) wyjadę do sanatorium, by podreperować zdrowie. I jak się domyślacie będę musiała na ten okres, to jest około miesiąca, zawiesić bloga. Nie wiem, czy będę tam miała częsty dostęp do komputera, ale chcę was uspokoić, że nie usunę tego bloga, od razu gdy wrócę zabiorę się za pisanie. Mam nadzieję, że na mnie poczekacie.
Pozdrawiam
Ps. O dokładnym terminie wyjazdu poinformuję was.
sobota, 17 maja 2014
Rozdział 112
Otworzyłem oczy i spojrzałem lekko w górę. W tej chwili poczułem mocny ból głowy. Dotknąłem lekko ranę opuszkami palców i ból się nasilił, spojrzałem na dłoń, było na niej trochę zeschniętej krwi, która wcześniej płynęła z miejsca zranienia. Podniosłem się odrobinę i dopiero teraz rozejrzałem się po miejscu, w którym się znajdowałem. A było to szare i średniej wielkości pomieszczenie, w którym panował półmrok. Jedyne źródło oświetlenia znajdowało się za dużą i ciężką blachą, która je zasłaniała. Na końcu pokoju były drzwi obite metalem. Oprócz mnie oraz Ally i Jessie nikogo tu nie było.
-Gdzie my jesteśmy?- spytała półprzytomnie brunetka- Co ci się stało?
-Nic mi nie jest, do wesela się zagoi- lekko się uśmiechnąłem, ale zaraz spoważniałem- Gdzie my do licha jesteśmy?
-Też się nad tym zastanawiam- mruknęła dziewczyna, zbliżyła się do mnie i obejrzała moją głowę- Nie jest dobrze, ale nie jest też tragicznie, wyjdziesz z tego
W tej chwili obudziła się siostra Ally, kiedy spojrzała na nas w jej oczach dostrzegłem jedno: strach.
Wstałem i podszedłem do drzwi, z pewną niepewnością położyłem dłoń na klamce.
W tym momencie drzwi się otworzyły, a ja odskoczyłem od nich jak oparzony.
Do środka wkroczyło trzech mężczyzn, w tym oczywiście mój ojciec.
-Widzę, że się już obudziliście, dobrze- powiedział
-Możesz mi to wyjaśnić?- zapytałem
-Cios najwyraźniej nie zadziałał tak jak powinien- mruknął niezadowolony- Chyba wiecie co się stało, zostaliście porwani, ale nie tylko dla okupu- spojrzał na mnie
-Dlaczego my?- powiedziała Ally
-Bo tak było najłatwiej, a teraz ustawcie się ładnie, o tak- zrobił nam kilka zdjęć i wybrał jakiś numer z komórki.
Słyszałem urywek z tej rozmowy, ale jej sens do mnie doszedł:
-...Na zebranie stu tysięcy dolarów daję wam tydzień, inaczej kulka w łeb, a raczej trzy... To i tak dużo, inni nie są tak wspaniałomyślni!- krzyknął i rozłączył się- Twoi rodzice nie są zbyt rozmowni- zwrócił się do mojej ukochanej
Chciał razem z resztą oprychów wyjść, ale złapałem jego dłoń i wyszeptałem smutny:
-Czyli nic się nie zmieniłeś
Stanął przede mną i spojrzał mi prosto w oczy.
-Jeśli tak to cię interesuje, bo czuję, że nie dasz mi spokoju, to zmieniłem się na gorsze. Policja pewnie ci wmawiała, że śmierć Rikera i twojej matki to nieszczęśliwy wypadek, tak? To kłamstwo, to ja ich zabiłem- powiedział jednym tchem, a ja w jednej chwili poczułem do niego wielką nienawiść. Rzuciłem się na niego, ale dwóch jego goryli wypchnęło go ode mnie. Ojciec zdążył posłać mi obleśny uśmieszek i zniknął za drzwiami.
Usiadłem na ziemi przytłoczony tym wszystkim i zamknąłem oczy. Ally i Jessie przytuliły mnie mocno, a ja po raz pierwszy w życiu powiedziałem:
-Nie wiem co robić
-Gdzie my jesteśmy?- spytała półprzytomnie brunetka- Co ci się stało?
-Nic mi nie jest, do wesela się zagoi- lekko się uśmiechnąłem, ale zaraz spoważniałem- Gdzie my do licha jesteśmy?
-Też się nad tym zastanawiam- mruknęła dziewczyna, zbliżyła się do mnie i obejrzała moją głowę- Nie jest dobrze, ale nie jest też tragicznie, wyjdziesz z tego
W tej chwili obudziła się siostra Ally, kiedy spojrzała na nas w jej oczach dostrzegłem jedno: strach.
Wstałem i podszedłem do drzwi, z pewną niepewnością położyłem dłoń na klamce.
W tym momencie drzwi się otworzyły, a ja odskoczyłem od nich jak oparzony.
Do środka wkroczyło trzech mężczyzn, w tym oczywiście mój ojciec.
-Widzę, że się już obudziliście, dobrze- powiedział
-Możesz mi to wyjaśnić?- zapytałem
-Cios najwyraźniej nie zadziałał tak jak powinien- mruknął niezadowolony- Chyba wiecie co się stało, zostaliście porwani, ale nie tylko dla okupu- spojrzał na mnie
-Dlaczego my?- powiedziała Ally
-Bo tak było najłatwiej, a teraz ustawcie się ładnie, o tak- zrobił nam kilka zdjęć i wybrał jakiś numer z komórki.
Słyszałem urywek z tej rozmowy, ale jej sens do mnie doszedł:
-...Na zebranie stu tysięcy dolarów daję wam tydzień, inaczej kulka w łeb, a raczej trzy... To i tak dużo, inni nie są tak wspaniałomyślni!- krzyknął i rozłączył się- Twoi rodzice nie są zbyt rozmowni- zwrócił się do mojej ukochanej
Chciał razem z resztą oprychów wyjść, ale złapałem jego dłoń i wyszeptałem smutny:
-Czyli nic się nie zmieniłeś
Stanął przede mną i spojrzał mi prosto w oczy.
-Jeśli tak to cię interesuje, bo czuję, że nie dasz mi spokoju, to zmieniłem się na gorsze. Policja pewnie ci wmawiała, że śmierć Rikera i twojej matki to nieszczęśliwy wypadek, tak? To kłamstwo, to ja ich zabiłem- powiedział jednym tchem, a ja w jednej chwili poczułem do niego wielką nienawiść. Rzuciłem się na niego, ale dwóch jego goryli wypchnęło go ode mnie. Ojciec zdążył posłać mi obleśny uśmieszek i zniknął za drzwiami.
Usiadłem na ziemi przytłoczony tym wszystkim i zamknąłem oczy. Ally i Jessie przytuliły mnie mocno, a ja po raz pierwszy w życiu powiedziałem:
-Nie wiem co robić
wtorek, 13 maja 2014
Rozdział 111
Trzy dni później:
Te dni, wbrew pozorom, minęły nam w miarę miłej oraz spokojnej atmosferze. Byłoby idealnie, gdyby nie mój tata, zachowywał się dziwnie, ciągle gdzieś wydzwaniał, a na wszystkie pytania odpowiadał częściowo lub milczał.
Nie zwracaliśmy jednak na niego zbyt dużej uwagi, bo skupiliśmy się na sobie. Nasza wspólna miłość ponownie rozkwita i coś czuję, że niedługo wkroczymy na nowy poziom. Ally także coś przeczuwa, bo zawsze kiedy się koło mnie pojawia ma wypieki na twarzy.
-Tato, gdzie jest mąka?- spytała Jessie, podałem jej produkt i szczerze się uśmiechnąłem
Mała zaczęła się uczyć, jak przygotowywać naleśniki. Jak na razie idzie jej nieźle.
Po chwili jedliśmy już gorące i przepyszne śniadanie.
-Oho, rośnie ci konkurencja- Ally mrugnęła do mnie porozumiewawczo i zaśmialiśmy się szczerze
-No, super mała- objąłem córeczkę ramieniem- I niczego nie wysypałaś na siebie, mnie się ta sztuka niestety rzadko udaje
-Oj tata, nauczysz się- odparła z dużą powagą
Dojedliśmy jedzenie i sprzątnęliśmy bałagan pozostawiony po niej.
-To gdzie teraz pójdziemy?- spytała brunetka- Jest taki piękny dzień, nie zmarnujmy go
-Może plaża?- zaproponowałem
-Świetny pomysł!- wykrzyknęła ochoczo- Tylko daj nam chwilę na spakowanie się
Ta ,,chwila'' zajęła im około czterdziestu minut, ale czego się nie robi, by przeżyć pół dnia na plaży.
-Wybieracie się na wojnę?- zapytałem zdziwiony, bo przede mną stały dwie dość dużych rozmiarów torby- Mnie wystarczy tylko strój
-I oto chodzi- odparła starsza z dziewczyn- Wy chłopcy jesteście tacy powierzchowni- przejechała dłonią po mojej klatce- Gdybyśmy o was nie zadbały, to pewnie byście chodzili w poszarpanych ubraniach, głodni i brudni, nieprawdaż?
-Jeśli tak chcesz pogrywać, to proszę bardzo, policzymy się na plaży- uśmiechnąłem się
Wyszliśmy z domu już przebrani i ruszyliśmy w stronę plaży, gdzie byliśmy po dziesięciu minutach.
Jessie i jej siostra położyły się na kocu i najzwyczajniej się opalały.
-O nie, nie ze mną takie numery- uśmiechnąłem się chytrze i poszedłem po odrobinę wody
Wylałem ją na moje księżniczki, na efekty nie trzeba było długo czekać. Powiedzmy, ze po tym byłem cały mokry i cóż, wolę o tym nie wspominać.
-I tak właśnie wygląda życie z twoim ojcem- zażartowała Ally, gdy obie skończyły się nade mną pastwić
Wyszliśmy z wody i zmęczony padłem na ciepły piasek. Miałem ochotę zasnąć, ale na mój brzuch skoczyła Jessie. Jęknąłem głośno i spojrzałem na nią.
-Jakie ja to mam szczęście w życiu- pomyślałem szczęśliwy
-No, wstawaj leniu, pora wracać do domu- zakomunikowała Ally
-Która godzina?
-Dochodzi dziewiętnasta
Zabraliśmy swoje rzeczy i wróciliśmy do domu. Nie zdążyłem jeszcze porządnie wyschnąć, a już czekała na mnie mała niespodzianka.
W kuchni stał stół zastawiony jajecznicą oraz herbatą. Zdziwiony moją miną ojciec odparł:
-Czy ojciec nie może przyrządzić kolacji dla swoich pociech?
-Wiesz, nie spodziewałem się tego po tobie, dziękuję- wykrztusilem
Zasiedliśmy w czwórkę do stołu i zaczęliśmy jeść, jednak tata nie był głodny, tłumaczył to dziwnym bólem brzucha.
Po wypiciu odrobiny gorącego napoju poczułem się dziwnie. Świat zaczął mi wirować przed oczami i w końcu padłem na ziemię. Nie mogłem wstać. Odwróciłem głowę w drugą stronę, Ally i Jessie leżały obok mnie z zamkniętymi oczami i, jak mi się zdawało, nie oddychały.
Po chwili usłyszałem głośne hałasy i urywane słowa jakiś osób. Spojrzałem z trudem w górę.
W tej właśnie chwili otrzymałem mocny cios w głowę jakimś ostrym przedmiotem i całkowicie straciłem przytomność.
Te dni, wbrew pozorom, minęły nam w miarę miłej oraz spokojnej atmosferze. Byłoby idealnie, gdyby nie mój tata, zachowywał się dziwnie, ciągle gdzieś wydzwaniał, a na wszystkie pytania odpowiadał częściowo lub milczał.
Nie zwracaliśmy jednak na niego zbyt dużej uwagi, bo skupiliśmy się na sobie. Nasza wspólna miłość ponownie rozkwita i coś czuję, że niedługo wkroczymy na nowy poziom. Ally także coś przeczuwa, bo zawsze kiedy się koło mnie pojawia ma wypieki na twarzy.
-Tato, gdzie jest mąka?- spytała Jessie, podałem jej produkt i szczerze się uśmiechnąłem
Mała zaczęła się uczyć, jak przygotowywać naleśniki. Jak na razie idzie jej nieźle.
Po chwili jedliśmy już gorące i przepyszne śniadanie.
-Oho, rośnie ci konkurencja- Ally mrugnęła do mnie porozumiewawczo i zaśmialiśmy się szczerze
-No, super mała- objąłem córeczkę ramieniem- I niczego nie wysypałaś na siebie, mnie się ta sztuka niestety rzadko udaje
-Oj tata, nauczysz się- odparła z dużą powagą
Dojedliśmy jedzenie i sprzątnęliśmy bałagan pozostawiony po niej.
-To gdzie teraz pójdziemy?- spytała brunetka- Jest taki piękny dzień, nie zmarnujmy go
-Może plaża?- zaproponowałem
-Świetny pomysł!- wykrzyknęła ochoczo- Tylko daj nam chwilę na spakowanie się
Ta ,,chwila'' zajęła im około czterdziestu minut, ale czego się nie robi, by przeżyć pół dnia na plaży.
-Wybieracie się na wojnę?- zapytałem zdziwiony, bo przede mną stały dwie dość dużych rozmiarów torby- Mnie wystarczy tylko strój
-I oto chodzi- odparła starsza z dziewczyn- Wy chłopcy jesteście tacy powierzchowni- przejechała dłonią po mojej klatce- Gdybyśmy o was nie zadbały, to pewnie byście chodzili w poszarpanych ubraniach, głodni i brudni, nieprawdaż?
-Jeśli tak chcesz pogrywać, to proszę bardzo, policzymy się na plaży- uśmiechnąłem się
Wyszliśmy z domu już przebrani i ruszyliśmy w stronę plaży, gdzie byliśmy po dziesięciu minutach.
Jessie i jej siostra położyły się na kocu i najzwyczajniej się opalały.
-O nie, nie ze mną takie numery- uśmiechnąłem się chytrze i poszedłem po odrobinę wody
Wylałem ją na moje księżniczki, na efekty nie trzeba było długo czekać. Powiedzmy, ze po tym byłem cały mokry i cóż, wolę o tym nie wspominać.
-I tak właśnie wygląda życie z twoim ojcem- zażartowała Ally, gdy obie skończyły się nade mną pastwić
Wyszliśmy z wody i zmęczony padłem na ciepły piasek. Miałem ochotę zasnąć, ale na mój brzuch skoczyła Jessie. Jęknąłem głośno i spojrzałem na nią.
-Jakie ja to mam szczęście w życiu- pomyślałem szczęśliwy
-No, wstawaj leniu, pora wracać do domu- zakomunikowała Ally
-Która godzina?
-Dochodzi dziewiętnasta
Zabraliśmy swoje rzeczy i wróciliśmy do domu. Nie zdążyłem jeszcze porządnie wyschnąć, a już czekała na mnie mała niespodzianka.
W kuchni stał stół zastawiony jajecznicą oraz herbatą. Zdziwiony moją miną ojciec odparł:
-Czy ojciec nie może przyrządzić kolacji dla swoich pociech?
-Wiesz, nie spodziewałem się tego po tobie, dziękuję- wykrztusilem
Zasiedliśmy w czwórkę do stołu i zaczęliśmy jeść, jednak tata nie był głodny, tłumaczył to dziwnym bólem brzucha.
Po wypiciu odrobiny gorącego napoju poczułem się dziwnie. Świat zaczął mi wirować przed oczami i w końcu padłem na ziemię. Nie mogłem wstać. Odwróciłem głowę w drugą stronę, Ally i Jessie leżały obok mnie z zamkniętymi oczami i, jak mi się zdawało, nie oddychały.
Po chwili usłyszałem głośne hałasy i urywane słowa jakiś osób. Spojrzałem z trudem w górę.
W tej właśnie chwili otrzymałem mocny cios w głowę jakimś ostrym przedmiotem i całkowicie straciłem przytomność.
sobota, 10 maja 2014
Rozdział 110
Powolnym krokiem zszedłem na dół i lekko uchyliłem drzwi. Otworzyłem je szerzej i wszedłem w głąb jednego z rzadko używanych pokoi. Mając już pewne doświadczenie w takich sprawach chciałem być jak najostrożniejszy. Ale okazało się to niepotrzebne.
-Co robisz?- spytałem mojego ojca, który grzebał w szafie, chyba czegoś szukał
-Eee... no wiesz- zaczął się jąkać, jednak nie od razu to zauważyłem- Nie wiesz może, gdzie leży ta skrzyneczka, to znaczy ten kuferek, który był zawsze zamknięty?
-Może tak, może nie- odparłem- Mama nigdy nie chciała ci go dać, mówiła, że zawartość tego pojemnika jest cenna i że nie zasługujesz na nią. A to, że tak nagle się zmieniłeś nie znaczy, że tak nagle ci ją oddam- powiedziałem i spojrzałem na niego
Przez chwilę jego twarz zrobiła się najpierw lekko różowa, później czerwona, a następnie purpurowa, muszę przyznać, że wyglądało to nawet zabawnie. Po chwili jednak jego twarz przybrała normalną barwę, a on sam ogłosił ze stoickim spokojem:
-No dobrze, jeśli tak chcesz pogrywać, to proszę bardzo. Jeszcze będziesz mnie przepraszać- mruknął i wyszedł
Prychnąłem w myślach, przecież to mój ojciec, nie mógł się nagle zmienić. Może wydaje się wam, że powinienem mu w końcu wybaczyć, przecież minęło już tyle lat, ale rana w głębi serca nadal boli. Bo oto i on, wrócił do mojego życia ot tak i myśli, że od razu zacznę do niego mówić ,,tato'', czyli tak jak mówią inni do swoich prawdziwych i kochających ojców, ja niestety takiego nie miałem i nadal nie mam.
Otrząsnąwszy się z tych myśli wróciłem do pokoju i położyłem się obok już śpiącej Ally.
-Ona to ma szczęście- pomyślałem- Miała normalne dzieciństwo, nikt jej nie został odebrany, no może oprócz Jessie, która jednak jest dziś z nami. Ale nie licząc małej, w jej życiu nie było wielu łez, wielu zmartwień. Reasumując, miała o niebo lepiej niż ja, gdy ona miała wszystko na tacy, to ja musiałem o to walczyć już w wieku trzynastu lat- rozmyślając tak, nagle poczułem do niej zazdrość, a nawet gniew, złość
-Człowieku, uspokój się- szepnąłem do siebie- Przecież to nie jej wina, że miałem tak źle, Ally stara się bym o tym zapomniał, zamiast tego ja to w sobie duszę
-O czym myślisz, kochanie?- jej piękny głos wyrwał mnie z moich myśli
-O niczym- odparłem ziewając
-Dlaczego nie śpisz?- nadal nie odpuszczała
Ująłem jej brodę ręką i chwilę wpatrywałem się w te jej przecudne oczy.
-A ty co taka dociekliwa?- spytałem- Czy kiedykolwiek kogoś okradłem, zabiłem, pobiłem?
-Muszę odpowiadać?- zrobiła słodką minę szczeniaka, przez co nigdy nie potrafiłem jej się oprzeć
-No dobra- mruknąłem- Tą rundę wygrałaś, na razie
-I widzisz- przytuliła mnie- To nie takie trudne
-Jasne- potwierdziłem i zamknąłem oczy
Czułem, że następne dni przyniosą nowe niespodzianki, i nie pomyliłem się. Powiedzmy, że te rzeczy będą niezbyt... a co wam będę mówił, co to będzie, dowiecie się już wkrótce. Dodam tylko, że to będzie mieć związek z moim ojcem.
-Co robisz?- spytałem mojego ojca, który grzebał w szafie, chyba czegoś szukał
-Eee... no wiesz- zaczął się jąkać, jednak nie od razu to zauważyłem- Nie wiesz może, gdzie leży ta skrzyneczka, to znaczy ten kuferek, który był zawsze zamknięty?
-Może tak, może nie- odparłem- Mama nigdy nie chciała ci go dać, mówiła, że zawartość tego pojemnika jest cenna i że nie zasługujesz na nią. A to, że tak nagle się zmieniłeś nie znaczy, że tak nagle ci ją oddam- powiedziałem i spojrzałem na niego
Przez chwilę jego twarz zrobiła się najpierw lekko różowa, później czerwona, a następnie purpurowa, muszę przyznać, że wyglądało to nawet zabawnie. Po chwili jednak jego twarz przybrała normalną barwę, a on sam ogłosił ze stoickim spokojem:
-No dobrze, jeśli tak chcesz pogrywać, to proszę bardzo. Jeszcze będziesz mnie przepraszać- mruknął i wyszedł
Prychnąłem w myślach, przecież to mój ojciec, nie mógł się nagle zmienić. Może wydaje się wam, że powinienem mu w końcu wybaczyć, przecież minęło już tyle lat, ale rana w głębi serca nadal boli. Bo oto i on, wrócił do mojego życia ot tak i myśli, że od razu zacznę do niego mówić ,,tato'', czyli tak jak mówią inni do swoich prawdziwych i kochających ojców, ja niestety takiego nie miałem i nadal nie mam.
Otrząsnąwszy się z tych myśli wróciłem do pokoju i położyłem się obok już śpiącej Ally.
-Ona to ma szczęście- pomyślałem- Miała normalne dzieciństwo, nikt jej nie został odebrany, no może oprócz Jessie, która jednak jest dziś z nami. Ale nie licząc małej, w jej życiu nie było wielu łez, wielu zmartwień. Reasumując, miała o niebo lepiej niż ja, gdy ona miała wszystko na tacy, to ja musiałem o to walczyć już w wieku trzynastu lat- rozmyślając tak, nagle poczułem do niej zazdrość, a nawet gniew, złość
-Człowieku, uspokój się- szepnąłem do siebie- Przecież to nie jej wina, że miałem tak źle, Ally stara się bym o tym zapomniał, zamiast tego ja to w sobie duszę
-O czym myślisz, kochanie?- jej piękny głos wyrwał mnie z moich myśli
-O niczym- odparłem ziewając
-Dlaczego nie śpisz?- nadal nie odpuszczała
Ująłem jej brodę ręką i chwilę wpatrywałem się w te jej przecudne oczy.
-A ty co taka dociekliwa?- spytałem- Czy kiedykolwiek kogoś okradłem, zabiłem, pobiłem?
-Muszę odpowiadać?- zrobiła słodką minę szczeniaka, przez co nigdy nie potrafiłem jej się oprzeć
-No dobra- mruknąłem- Tą rundę wygrałaś, na razie
-I widzisz- przytuliła mnie- To nie takie trudne
-Jasne- potwierdziłem i zamknąłem oczy
Czułem, że następne dni przyniosą nowe niespodzianki, i nie pomyliłem się. Powiedzmy, że te rzeczy będą niezbyt... a co wam będę mówił, co to będzie, dowiecie się już wkrótce. Dodam tylko, że to będzie mieć związek z moim ojcem.
wtorek, 6 maja 2014
Rozdział 109
Odwrócił się zaskoczony i rzekł:
-Naprawdę? Po tym wszystkim ty chcesz... żebym został?
-Każdy zasługuje na drugą szansę, prawda?- odparłem
Ojciec zrobił krok w moją stronę i najzwyczajniej w świecie mocno mnie przytulił. Wtedy też znowu stałem się tym małym chłopcem, którym byłem tak niedawno, poczułem, że mu na mnie zależy.
Po kilku minutach puścił mnie i spojrzał mi w oczy.
-To teraz na poważnie. Kim jest ta młoda panienka?- wskazał na Ally
-To moja dziewczyna- odparłem z nieukrywaną dumą
-Yhm- mruknął- Mieszkacie już razem, nie za wcześnie na to?
W tym momencie do pokoju wbiegła roześmiana Jessie.
-I dodatkowo macie dziecko? Ja chyba zaraz zemdleję- dodał
-Spokojnie, mała to siostra Ally, ale jesteśmy jej prawnymi opiekunami.
-To dużo wyjaśnia- tata odetchnął z ulgą
Usiedliśmy w czwórkę na kanapie i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Jessie uśmiechnięta od ucha do ucha patrzyła na mojego tatę szczęśliwa (bo zyskała dziadka).
Za jej prośbą poszliśmy na spacer całą rodziną. Wdychając ciepłe, letnie powietrze, słuchając śpiewu ptaków i patrząc ukradkiem na resztę poczułem się najszczęśliwszym chłopakiem na świecie.
Może nie było tego po mnie widać, ale coś grało mi w duszy i była to wesoła melodia.
-Chodźcie na lody- powiedziałem
Jedząc je nadal myślałem, że to sen, ale to była rzeczywistość. Naprawdę siedziałem obok mojej ukochanej, córeczki i ojca, do tej pory nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.
No dobra, czas wracać do rzeczywistości. Zrobiło się późno i musieliśmy wracać do domu.
-To teraz zrobię kolację, dobrze?- zaproponował tata
-Bez urazy tato, ale to Austin zawsze przyrządza nam jedzenie- uśmiechnęła się brunetka
-Naprawdę? Nie sądziłem, że jesteś kucharzem
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz- szepnąłem- To kto je naleśniki?
Jak się spodziewałem, chętnych nie brakowało, dlatego wyciągnąłem moja broń, to znaczy patelnię i zacząłem gotować.
Jedliśmy kolację w ciszy, bo rozmowa między nami się nie kleiła. Kilka razy mignęły mi jakieś ciemne postacie za oknem, ale gdy wyszedłem to sprawdzić, nikogo nie znalazłem.
-Dziwne- mruknąłem
Posprzątawszy bałagan jaki zostawiłem przy przygotowywaniu naleśników poszliśmy do siebie.
Wziąłem prysznic i przebrawszy się wróciłem do Ally.
-I jak tam, mała?- pochyliłem się i mruknąłem nad jej uchem
Dziewczyna westchnęła i usiadła na moich kolanach. Po moim ciele przeszedł dreszcz, kiedy Ally położyła dłoń na moim policzku i delikatnie musnęła go ustami.
Prawie ją pocałowałem, prawie, bo do moich uszu doszedł hałas wydobywający się z okolic kuchni lub salonu.
-Zaraz wracam- szepnąłem i wyszedłem z pokoju
-Naprawdę? Po tym wszystkim ty chcesz... żebym został?
-Każdy zasługuje na drugą szansę, prawda?- odparłem
Ojciec zrobił krok w moją stronę i najzwyczajniej w świecie mocno mnie przytulił. Wtedy też znowu stałem się tym małym chłopcem, którym byłem tak niedawno, poczułem, że mu na mnie zależy.
Po kilku minutach puścił mnie i spojrzał mi w oczy.
-To teraz na poważnie. Kim jest ta młoda panienka?- wskazał na Ally
-To moja dziewczyna- odparłem z nieukrywaną dumą
-Yhm- mruknął- Mieszkacie już razem, nie za wcześnie na to?
W tym momencie do pokoju wbiegła roześmiana Jessie.
-I dodatkowo macie dziecko? Ja chyba zaraz zemdleję- dodał
-Spokojnie, mała to siostra Ally, ale jesteśmy jej prawnymi opiekunami.
-To dużo wyjaśnia- tata odetchnął z ulgą
Usiedliśmy w czwórkę na kanapie i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Jessie uśmiechnięta od ucha do ucha patrzyła na mojego tatę szczęśliwa (bo zyskała dziadka).
Za jej prośbą poszliśmy na spacer całą rodziną. Wdychając ciepłe, letnie powietrze, słuchając śpiewu ptaków i patrząc ukradkiem na resztę poczułem się najszczęśliwszym chłopakiem na świecie.
Może nie było tego po mnie widać, ale coś grało mi w duszy i była to wesoła melodia.
-Chodźcie na lody- powiedziałem
Jedząc je nadal myślałem, że to sen, ale to była rzeczywistość. Naprawdę siedziałem obok mojej ukochanej, córeczki i ojca, do tej pory nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.
No dobra, czas wracać do rzeczywistości. Zrobiło się późno i musieliśmy wracać do domu.
-To teraz zrobię kolację, dobrze?- zaproponował tata
-Bez urazy tato, ale to Austin zawsze przyrządza nam jedzenie- uśmiechnęła się brunetka
-Naprawdę? Nie sądziłem, że jesteś kucharzem
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz- szepnąłem- To kto je naleśniki?
Jak się spodziewałem, chętnych nie brakowało, dlatego wyciągnąłem moja broń, to znaczy patelnię i zacząłem gotować.
Jedliśmy kolację w ciszy, bo rozmowa między nami się nie kleiła. Kilka razy mignęły mi jakieś ciemne postacie za oknem, ale gdy wyszedłem to sprawdzić, nikogo nie znalazłem.
-Dziwne- mruknąłem
Posprzątawszy bałagan jaki zostawiłem przy przygotowywaniu naleśników poszliśmy do siebie.
Wziąłem prysznic i przebrawszy się wróciłem do Ally.
-I jak tam, mała?- pochyliłem się i mruknąłem nad jej uchem
Dziewczyna westchnęła i usiadła na moich kolanach. Po moim ciele przeszedł dreszcz, kiedy Ally położyła dłoń na moim policzku i delikatnie musnęła go ustami.
Prawie ją pocałowałem, prawie, bo do moich uszu doszedł hałas wydobywający się z okolic kuchni lub salonu.
-Zaraz wracam- szepnąłem i wyszedłem z pokoju
czwartek, 1 maja 2014
Rozdział 108
Przede mną stał średniej budowy mężczyzna, miał poważny wyraz twarzy, jego wielokrotnie łatane ubranie i niedbała fryzura sprawiały, że wyglądał na bezdomnego. Skądś go kojarzyłem, ale nie mogłem sobie niczego o nim przypomnieć.
-W czym mogę służyć?- spytałem
-Ja, eee...- podrapał się po ciemnych włosach- Jakby to powiedzieć...
-Mógłby pan szybciej?
-Mogę wejść?- w tym miejscu bardzo mnie zdziwił
W tej chwili podeszła do nas Ally, która na widok nieznajomego stanęła jak wryta.
-Czego on chce?- spytała mnie cicho
-Nie wiem, ale najwyraźniej ma ochotę tu wejść- odparłem
-No cóż, to trochę dziwne, ale lepiej go wpuścić, może potrzebuje małej pomocy?- rzekła, a ja niechętnie się zgodziłem, ten facet od początku mi się nie podobał, no ale może faktycznie był potrzebujący
-Tylko miej na niego oko- rzuciłem jeszcze przez ramię
Usiedliśmy w kuchni przy stole i między nami zapadła niezręczna cisza.
-Może wody?- zaproponowała dziewczyna
-Nie dziękuję- odparł i cicho westchnął- Nic się tu nie zmieniło
-Powie pan w końcu, o co chodzi?!- prawie krzyknąłem
-Austin, siadaj- mężczyzna był nad wyraz spokojny
-Skąd pan zna jego imię?- Ally była niemniej zdziwiona ode mnie
-Bo jestem jego ojcem- rzekł, a mnie pociemniało w oczach
-Jak to...?- ledwo wykrztusiłem
Chwilę zajęło zanim do siebie doszedłem, w końcu mi się to udało i mogłem w miarę normalnie funkcjonować.
-Mógłbyś mi to wyjaśnić?- zapytałem go nadal zszokowany
-Jakby to zacząć- mruknął- Pewnie pamiętasz, że wszyscy tworzyliśmy kochającą rodzinę, prawda? Po śmierci twojej mamy i brata, ja... uciekłem, nadal przeżywałem ich śmierć, ale ty byłeś małym chłopcem, którego bolało to tysiąckrotniej bardziej niż mnie. Nie wiem co mnie do tego pchnęło, ale widzisz jak skończyłem- wskazał na siebie- Zostałem bezdomnym- uśmiechnął się gorzko
-Skończyłeś?- prychnąłem- Bo ja zapamiętałem co innego. Na pozór nasza rodzina była idealna, ale brakowało jednego: ojca, prawdziwego ojca, bo ciebie zawsze brakowało. Dla ciebie zawsze były najważniejsze kobiety i pieniądze, nic ciebie nie obchodziliśmy, a teraz kłamiesz w żywe oczy! Naprawdę mi ciebie żal- wyrzuciłem w końcu z siebie ten ciężar i naprawdę mi ulżyło
-No wiem- spojrzał w bok- Słuchaj, wiem jak to wygląda, przykro mi, że nadal o tym pamiętasz, przepraszam za to, że byłem złym ojcem.
Spojrzałem na niego. Widać było, że jest umęczony życiem, w niczym nie przypominał tego mężczyzny jakiego pamiętałem. Każda kobieta się za nim oglądała, a on za nimi. Rzadko go widywałem, ale kiedy na niego spojrzałem to przypomniały mi się te miłe rzeczy, kiedy całą rodziną chodziliśmy na spacery, łowiliśmy ryby lub po prostu rozmawialiśmy.
Mój ojciec wstał, kiwnął głową i chciał już wyjść. Złapałem jego dłoń i szepnąłem wzruszony:
-Zostań
-W czym mogę służyć?- spytałem
-Ja, eee...- podrapał się po ciemnych włosach- Jakby to powiedzieć...
-Mógłby pan szybciej?
-Mogę wejść?- w tym miejscu bardzo mnie zdziwił
W tej chwili podeszła do nas Ally, która na widok nieznajomego stanęła jak wryta.
-Czego on chce?- spytała mnie cicho
-Nie wiem, ale najwyraźniej ma ochotę tu wejść- odparłem
-No cóż, to trochę dziwne, ale lepiej go wpuścić, może potrzebuje małej pomocy?- rzekła, a ja niechętnie się zgodziłem, ten facet od początku mi się nie podobał, no ale może faktycznie był potrzebujący
-Tylko miej na niego oko- rzuciłem jeszcze przez ramię
Usiedliśmy w kuchni przy stole i między nami zapadła niezręczna cisza.
-Może wody?- zaproponowała dziewczyna
-Nie dziękuję- odparł i cicho westchnął- Nic się tu nie zmieniło
-Powie pan w końcu, o co chodzi?!- prawie krzyknąłem
-Austin, siadaj- mężczyzna był nad wyraz spokojny
-Skąd pan zna jego imię?- Ally była niemniej zdziwiona ode mnie
-Bo jestem jego ojcem- rzekł, a mnie pociemniało w oczach
-Jak to...?- ledwo wykrztusiłem
Chwilę zajęło zanim do siebie doszedłem, w końcu mi się to udało i mogłem w miarę normalnie funkcjonować.
-Mógłbyś mi to wyjaśnić?- zapytałem go nadal zszokowany
-Jakby to zacząć- mruknął- Pewnie pamiętasz, że wszyscy tworzyliśmy kochającą rodzinę, prawda? Po śmierci twojej mamy i brata, ja... uciekłem, nadal przeżywałem ich śmierć, ale ty byłeś małym chłopcem, którego bolało to tysiąckrotniej bardziej niż mnie. Nie wiem co mnie do tego pchnęło, ale widzisz jak skończyłem- wskazał na siebie- Zostałem bezdomnym- uśmiechnął się gorzko
-Skończyłeś?- prychnąłem- Bo ja zapamiętałem co innego. Na pozór nasza rodzina była idealna, ale brakowało jednego: ojca, prawdziwego ojca, bo ciebie zawsze brakowało. Dla ciebie zawsze były najważniejsze kobiety i pieniądze, nic ciebie nie obchodziliśmy, a teraz kłamiesz w żywe oczy! Naprawdę mi ciebie żal- wyrzuciłem w końcu z siebie ten ciężar i naprawdę mi ulżyło
-No wiem- spojrzał w bok- Słuchaj, wiem jak to wygląda, przykro mi, że nadal o tym pamiętasz, przepraszam za to, że byłem złym ojcem.
Spojrzałem na niego. Widać było, że jest umęczony życiem, w niczym nie przypominał tego mężczyzny jakiego pamiętałem. Każda kobieta się za nim oglądała, a on za nimi. Rzadko go widywałem, ale kiedy na niego spojrzałem to przypomniały mi się te miłe rzeczy, kiedy całą rodziną chodziliśmy na spacery, łowiliśmy ryby lub po prostu rozmawialiśmy.
Mój ojciec wstał, kiwnął głową i chciał już wyjść. Złapałem jego dłoń i szepnąłem wzruszony:
-Zostań
Subskrybuj:
Posty (Atom)