sobota, 31 maja 2014

Rozdział 116

A zaczęło się tak niewinnie. Jessie w pełni wyzdrowiała i była pełna energii, ale nie miała do czego jej używać. Dallas nadal nas odwiedzał, chociaż jakby rzadziej. A jeśli chodzi o mnie i o Ally nadal nie byliśmy pewni co do następnych dni. Nie mieliśmy żadnych wiadomości od rodziców brunetki, co lekko nas niepokoiło.
Ale zaczynając od początku. Ten dzień zaczął się normalnie. I gdy w pełni się rozwinął przyszedł do nas niespodziewany gość, a raczej trzech.
-Bez wstępnych gadanin- zaczął mój ojciec- Gdzie jest kuferek?- spytał
-Jaki kuferek?- odparłem zdziwiony
-Nie udawaj, że nie wiesz- warknął- Chodzi mi o ten kuferek, który tak skrzętnie przede mną ukrywaliście
-Przecież wiesz, co obiecywałem mamie, już to przerabialiśmy- powiedziałem i to był mój błąd
Zarobiłem mocny cios w brzuch i tata spojrzał na mnie pogardliwie.
-I jak, zaczniesz inaczej śpiewać?
-Przecież obiecywałem, ja...
Po kilku następnych kopniakach upadłem na kolana i wsparłem się rękami, a świat zaczął wirować mi przed oczami.
-Zostaw go!- krzyknęła Ally
-Nie wtrącaj się- odkrzyknął, ale zaraz dodał- Z własnej woli może i tego mi nie zdradzisz, ale co powiesz teraz?- złapał moją ukochaną i przystawił jej nóż do gardła
-Puść ją- wysapałem z trudem plując krwią- Powiem ci
-Słucham więc- spuścił z tonu i schował nóż
Wytłumaczyłem mu dokładnie, gdzie leży tenże przedmiot, co w końcu go zadowoliło i  bez skrupułów opuścił nasze progi. Ale przed tym powiedział jeszcze:
-Jesteś równie uparty jak twoja matka i Riker
-A ty skąd to wiesz? Rzadko nas widywałeś, a tego jacy jesteśmy na pewno nie wiesz
-Po prostu wiem i już- burknął
Usiadłem na ziemi i westchnąłem głośno. Wytarłem krew z moich warg i zamknąłem oczy. Doprawdy nie wiem, dlaczego ten kuferek tyle dla niego znaczy. Nigdy nie zaglądałem do środka, ale jak widać, coś tam musi być, skoro tak ojcu na nim zależy.
-Oj, Austin- Ally dosiadła się do mnie- Naprawdę musiałeś to robić?
-Musiałem, obiecywałem mamie, że nigdy nie oddam ojcu tej skrzyneczki, ale zrobiłem to, by cię chronić. Taki przecież jestem- uśmiechnąłem się
-Tak, tak- pokręciła głową z dezaprobatą- A teraz pokaż co tam ci porobił
-Nie wygląda tak źle- powiedziała, gdy zorientowała się w sytuacji- Parę siniaków ci zostanie, ale dla ciebie to przecież tyle co nic, prawda?- pocałowała mnie w usta, a wtedy objąłem ją i przyciągnąłem do siebie
Gdy siedzieliśmy tak razem wtuleni w siebie nasłuchiwałem rozmów za drzwiami. Trwały około czterdziestu minut, a dominowały w nich głośne słowa, których wolę tu nie powtarzać. Kiedy jednak w końcu ucichły powziąłem pewną rzecz. Podszedłem zdecydowanym krokiem do blachy i odsunąłem ją. Była dosyć ciężka, ale udało mi się to.
-Teraz albo nigdy dziewczyny, wstawajcie!- krzyknąłem






3 komentarze: