czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 105

Austin nieśmiało wszedł do salonu, w ręku trzymał duży bukiet kwiatów i pluszowego lwa.
Z jego twarzy wyczytałam, że jest mu bardzo wstyd, tak mi się przynajmniej wydawało.
-Ally, Jessie- zaczął i wyciągnął rękę w stronę dziewczynki, ta jednak od razu się skuliła
Chłopak spojrzał lekko w bok i kontynuował:
-Wiem, że pewnie jesteście na mnie złe, ja podobnie jak wy jestem na siebie wkurzony, bo zawsze tego dnia... w ten jedyny dzień w roku coś we mnie wstępuje. Nie potrafię tego jasno określić, ale dziś jest mi naprawdę ciężko. I przepraszam- wydukał
W tej jednej chwili przeszła mi cała złość na niego, moja siostra chyba wszystko zrozumiała, bo podbiegła do niego i mocno go przytuliła. Podeszłam do niego, a on spytał zaskoczony:
-Już się na mnie nie gniewacie?
-Coś ty, głuptasie!- dotknęłam palcem jego nosa- Czemu miałabym? Owszem, wcześniej nas lekko przestraszyłeś, ale to jeszcze nie powód, żeby wyrzucać cię za drzwi- zażartowałam
-Całe szczęście- odetchnął i wręczył nam prezenty, Jessie szczęśliwa z tego, że powiększyła się jej kolekcja zabawek pobiegła na górę
-A zmieniając temat- powiedziałam- Co się stało?- spojrzałam na niego, a on nagle posmutniał
-Dzisiaj jest piąta rocznica śmierci mojej rodziny- szepnął
W jednej chwili zrobiło mi się nagle głupio, ale zaraz oprzytomniałam.
-Gdzie są pochowani?- sama się zdziwiłam, kiedy zadałam to pytanie
-Niedaleko, bo w...- tu wymienił nazwę pobliskiej ulicy, znałam ją-... czemu pytasz?
-Bo mam świetny pomysł!- prawie krzyknęłam
Blondyn spojrzał na mnie wyczekująco.
-Widzę, że bardzo za nimi tęsknisz- stwierdziłam- Ale zanim ci go zdradzę to powiedz mi, tylko szczerze, czy byłeś chociaż raz ich odwiedzić?
Austin podrapał się po głowie i rzekł:
-Wstyd mi się do tego przyznać, ale nie. Nadal mi ciężko z tym brzemieniem. Byłem tylko raz, na ich pogrzebie- westchnął
-Właśnie, dlatego nie ma na co czekać- powiedziałam i zaczęłam się ubierać
-Co robisz?- spytał
-Musisz się z tym w końcu zmierzyć
Wzięłam telefon z blatu i zadzwoniłam do Deza. Po chwili usłyszałam przytłumiony śmiech, pewnie był razem z Trish, więc miałam ułatwione zadanie.
W kilku słowach opisałam rudzielcowi sytuację. Chłopak obiecał, że oboje zajmą się moją siostrą.
-Jessie, przyjdą do ciebie wujek i ciocia- oznajmiłam dziewczynce
-Zbieramy się- zwróciłam się do blondyna
-Naprawdę muszę?- spytał błagalnym głosem
-Walczysz z rzezimieszkami i ratujesz ludzi z płonących budynków, a boisz się cmentarza? No chodź już!
-No dobrze- zgodził się potulnie i przywdział skórzaną kurtkę
Poczekaliśmy na wujostwo naszej córki i wyszliśmy we dwójkę z domu.
Ruszyliśmy na pobliski cmentarz, spojrzałam na chłopaka i przytuliłam go.
-No, rozchmurz się, smutasku, idziesz na spotkanie z rodziną




4 komentarze:

  1. Czytam od niedawna twojego bloga. Jest cudowny! Rozdział boski. Czekam na kolejny. Życzę weny.
    Victori

    OdpowiedzUsuń
  2. I wszystko już jasne :D ulżyło mi :D
    Piękny rozdział czekam na next!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy będzie nowy rozdział oby jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń