niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 74

Po około 15 minutach byliśmy na miejscu. Zapukaliśmy, otworzyła nam mama Deza.
Weszliśmy do środka. Powolnymi krokami szliśmy do pokoju rudzielca.
Gdy staliśmy za drzwiami usłyszeliśmy śmiechy i chichot.
Bardzo mnie to zdziwiło, blondyna również.
Lekko zapukałam w drzwi i już po chwili w czwórkę siedzieliśmy na łóżku naszego przyjaciela.
-Co was do nas sprowadza?- spytał po chwili Dez
-Do nas?- Austin był zdziwiony
-Właściwie to do mnie- odparł siedemnastolatek- Przejęzyczyłem się- szybko dodał
Trish co chwila szeptała mu coś do ucha, po czym oboje chichotali.
-Austin- szepnęłam cicho chłopakowi- Coś mi tu nie pasuje
-Mnie też
W dwójkę siedzieliśmy tak w milczeniu, w końcu czarnowłosa dziewczyna nas zauważyła.
-O cześć wam!- krzyknęła- Kiedy tu weszliście?
-Właściwie to jakieś dziesięć minut temu- odparłam
-Naprawdę?
-Że też kobiety nie potrafią wprost...- szepnął Austin- Dez i Trish, chcemy wiedzieć czy pojedziecie z nami do Los Angeles. Samolot jest za kilka godzin, toteż musimy się pośpieszyć- powiedział
Nie musieliśmy dwa razy powtarzać, po chwili byli już spakowani i mogliśmy wszyscy wyjść.
-Mamo, jadę do Los Angeles!- krzyknął po drodze Dezmond do swojej mamy- Nie wiem kiedy wrócę
-To świetnie, baw się dobrze- odparła i poszła do kuchni
Poszliśmy do domu spakować się. Gdy wróciliśmy przyjaciele już na nas czekali.
W czwórkę ruszyliśmy na lotnisko.
Zamówiliśmy taksówkę i wsiedliśmy do niej.
Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu.
Po dopełnieniu formalności kierowaliśmy się na nasz lot.
Dez gdy zobaczył samolot krzyknął i to dość głośno.
-No co jest stary? spytał Austin- Chyba nie boisz się samolotów?
-Nie samolotów tylko latania- odparł przerażony
-A czego się spodziewałeś, co?
-Myślałem, że pojedziemy samochodem, a nie maszyną z piekła rodem- powiedział przerażony
Musieliśmy zaciągać rudzielca do samolotu siłą, ale w końcu siedzieliśmy w samolocie.
Ja z Austinem, a Trish z Dezem. Gdy byliśmy w powietrzu nasz przyjaciel najwyraźniej się uspokoił, bo już po chwili szeptał i chichotał z czarnowłosą, która cały czas mu wtórowała.
Czekało nas jakieś 10 godzin lotu dlatego musieliśmy znaleźć sobie jakieś zajęcie.

Witajcie. Rozdział trochę nijaki, ale mogę wam zdradzić, że gdy nasi bohaterowie będą już na miejscu i zadomowią się tam zdarzy się coś co zmieni ich relacje do siebie, ale to już w przyszłych rozdziałach. Mam też do was prośbę byście napisali mi linki do swoich blogów, które to umieszczę później w polecanych. Z chęcią na nie wejdę i poczytam.
Pozdrawiam





3 komentarze:

  1. Mi się podoba.

    austin-i-ally-moje-opowiadanie.blogspot.com - liczę na Wasze szczere komentarze.

    OdpowiedzUsuń
  2. "-Mamo, jadę do Los Angeles!- krzyknął po drodze Dezmond do swojej mamy- Nie wiem kiedy wrócę
    -To świetnie, baw się dobrze- odparła i poszła do kuchni"
    Też chcę takich lajtowych rodziców XD

    OdpowiedzUsuń