wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 46

-Zanim to panu powiem, niech pan obieca, że się  nie zdenerwuje, dobrze? Wiem ile pani Ally dla pana znaczyła, a my już wiemy do czego jesteś zdolny.
-Dobrze, więc co chciał mi pan powiedzieć?
-Podejrzewamy, ze panna Ally zaraziła się wścieklizną, niestety ma około 10% szans na przeżycie. Musimy to jeszcze potwierdzić dodatkowymi badaniami, ale to chyba jest już przesądzone, przykro mi.
Poczułem się słabo, usiadłem na krześle. Czułem, że zemdleję, jednak lekarz nadal mówił.
-Wszystko w porządku? Nie chciałem panu tego mówić, ale jest jeszcze jedna sprawa do omówienia, ale czy na pewno wszystko dobrze?
-Nie za bardzo, ale o co chodzi?
-Pacjentka straciła dość dużo krwi, niestety,ale potrzebne jest przetoczenie. Czy są jeszcze jej rodzice?
-Dopiero wyszli.
-To niedobrze. Transfuzja krwi musi zostać przeprowadzona jak najszybciej.
-A co ze mną?- spytałem
-Hm- zastanowił się- pobierzemy panu krew i ją przebadamy, proszę za mną.
Udaliśmy się do jego gabinetu.
Pobrali mi tam krew i przebadali. Okazało się, ze mam tą samą krew co Ally, mogę oddać jej moją krew.
-Nie ma na co czekać. Proszę za mną- powiedział lekarz.
Posłusznie udałem się za nim. W gabinecie zabiegowym oddałem dość dużą ilość mojej krwi. Dla mnie było to jednak mało ważne.
Mój organizm w końcu wytworzy ilość brakującej krwi, ale u Ally, niestety będzie inaczej. Jest bardzo osłabiona, dlatego niezbędna była transfuzja.
 Lekarze pozwolili mi wejść do Ally, oni w tym czasie podłączali jej moją krew.
Usiadłem na krześle obok niej. Była w stanie śpiączki farmakologicznej. Wyglądała bezbronnie, a ja po raz pierwszy w życiu nie mogłem jej obronić...
-Trzymaj się, mała- szepnąłem do niej, chyba mnie słyszała, ale nie mam pewności.
-Kiedy ją wybudzicie?- spytałem pielęgniarkę
-Za dzień, dwa, zobaczymy- odparła
-A dlaczego musiałem oddać moją krew? Myślałem, że w szpitalach macie jej wystarczające ilości.
-Wasza grupa krwi jest dość rzadka, niestety nie ma jej w naszym szpitalu.
Nie pytałem o więcej. Posiedziałem jeszcze przy szatynce, w pewnej chwili lekko ścisnąłem jej rękę.
Posiedziałem tak jeszcze chwilę, dopóki mnie stamtąd nie wygonili. Krążyłem dość długo po korytarzu bez celu. W końcu ogarnęło mnie znużenie. Nie chciałem jednak odchodzić zbyt daleko od Ally.
Dlatego usiadłem na krześle i czekałem. Zastanawiałem się nad naszymi wspólnie spędzonymi chwilami. Przecież się kochamy, a Ally może teraz umrzeć. To ja powinienem być na jej miejscu. Ale może nie umrze. Przecież będą jeszcze dodatkowe badania. Nadzieja umiera przecież ostatnia...
Już zasypiałem, kiedy ktoś szturchnął mnie lekko w ramię. Była to pielęgniarka.
- Może pójdzie pan do domu? Robi się późno.
-Nie opuszczę Ally- odparłem
-Też tak myślałam. Pański upór i siła są nam bardzo dobrze znane. Niech pan pójdzie ze mną. W sali pana ukochanej rozłożę łóżko polowe. Będzie pan mógł być blisko Ally, dobrze?
-Dziękuję- odpowiedziałem
Gdy rozłożono łóżko, podszedłem do Ally, lekko pocałowałem ja w czoło i smutny położyłem się spać.


2 komentarze:

  1. Rozwalasz mnie psychicznie!!! Dawaj szybko next bo nie wytrzymam!!!
    J.

    OdpowiedzUsuń
  2. super !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń